Śląski miał być wyposażony w mieszankę naturalnej i syntetycznej trawy. To rozwiązanie przeszkadzało jednak PZLA i zamiast tego ułożona będzie zwykła trawa.

Już od prawie roku wszystko zmierzało do instalacji na Stadionie Śląskim trawy hybrydowej, czyli naturalnej wzmocnionej „dywanem” sztucznych włókien. To coraz popularniejsze, choć droższe rozwiązanie, pozwalające zwiększyć liczbę i różnorodność imprez organizowanych na obiekcie.

W Chorzowie zaprotestował jednak Polski Związek Lekkiej Atletyki, który zagroził Śląskiemu utratą certyfikatu. Bez niego „Kocioł Czarownic” – pomimo posiadania pełnego zaplecza lekkoatletycznego – mógłby zapomnieć o organizacji najważniejszych turniejów w „królowej sportu”.

– Nie zgadzamy się na żadną hybrydę – mówi Zbigniew Polakowski, wiceprezes PZLA ds. inwestycji. – Taka trawa jest niebezpieczna dla sportowców. Szczególnie tych trenujących rzuty dyskiem, oszczepem, czy młotem. Po prostu dysk czy młot odbija się od takiej nawierzchni w sposób nieprzewidywalny. To grozi wypadkami. Oszczep natomiast dziurawi hybrydę i ją niszczy – tłumaczy Polakowski w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

PZLA nie protestuje przeciwko instalacji hybrydy w polach karnych, gdzie trawa zużywa się szybciej, ale jest przeciwko „wszyciu” syntetyku w całe boisko. Według aktualnego planu zamiast hybrydowej będzie w pełni naturalna trawa z rolek. To rozwiązanie znacząco tańsze nie tylko w wykonaniu, ale i późniejszym utrzymaniu, nawet jeśli zmniejsza wytrzymałość boiska.

Konflikt w sprawie rodzaju nawierzchni na ostatniej prostej budowy Śląskiego rzuca nienajlepsze światło na prowadzące projekt władze województwa. Śląski urząd marszałkowski miał kilka lat na ustalenie, jaka murawa najlepiej sprosta planowanemu połączeniu funkcji piłkarskiej i lekkoatletycznej. Sprzeciw PZLA wobec hybryd nie jest niczym nowym, a mimo to planowano właśnie takie boisko.