Puchar Polski: To będzie największy finał od półwiecza?!
źródło: własne; autor: michał
Decyzja o rozegraniu dwumeczu zamiast jednego spotkania na Stadionie Narodowym może niespodziewanie mieć niemałe znaczenie dla widowni podczas finału Pucharu Polski. Sprawdziliśmy – to może być największy finał od wielu lat.
Reklama
Choć do pierwszego spotkania finałowego dwumeczu we Wrocławiu jeszcze cała doba, można pokusić się o drobną spekulację. Wiemy już bowiem, że po wczorajszym zamknięciu kas Stadionu Wrocław sprzedanych było już 28 296 biletów. Już dziś operator Stadionu Wrocław podał, że zostało jedynie 4 tysiące wejściówek, a sprzedaż idzie bardzo dobrze. Jeśli coś zostanie po dzisiejszym zamknięciu kas, wstęp na pierwszą część dwumeczu można wciąż kupować również jutro w aż 15 punktach. Przed meczem kasy Stadionu Wrocław będą działać do ostatniego widza.
Dlaczego tegoroczny finał nie odbywa się na Narodowym?
Legia na razie sprzedaje bilety na swoją część pojedynku (na Pepsi Arenie, 8 maja) tylko przez Internet (od 23 kwietnia), a w punktach stacjonarnych zacznie rozprowadzać wejściówki od jutra. Trudno więc o miarodajne statystyki na temat sprzedaży.
Nie było za to problemu z wyprzedaniem sektora gości we Wrocławiu. Wręcz przeciwnie, popyt znacznie przekroczył podaż. Fani Legii chcieli otrzymać ok. 3 tys. miejsc (na tyle przygotowany jest sektor we Wrocławiu), jednak – jak informuje serwis Legionisci.com – kibice Śląska domagali się, by warszawiacy otrzymali tyle wejściówek, ile sami dają wrocławianom, czyli 1800. Oczywiście nie obyło się bez gorzkich komentarzy na takie postępowanie w Warszawie, co tylko podnosi temperaturę przed dwumeczem.
Będzie rekord?
Trudno oczekiwać, by na Stadionie Wrocław jutro pojawiło się mniej widzów niż 35 tysięcy. Z kolei niezależnie od wyniku w Warszawie zainteresowanie też powinno być duże. Albo trzeba będzie piłkarzom pomóc dopingiem przy nienajlepszym wyniku pierwszego meczu, albo legionistom przyjdzie świętować u siebie kolejne trofeum. W obu przypadkach kibicom nie powinno braknąć motywacji do wizyty przy Łazienkowskiej 8 maja.
Jeśli więc założymy, że we Wrocławiu będzie 35 tys. widzów (choć najpewniej uda się osiągnąć komplet 37 tysięcy), a w Warszawie nie mniej niż 20 tysięcy, to łączna widownia finału nie powinna być niższa niż 55 tys. widzów. Przy najkorzystniejszym wariancie (komplety na obu stadionach) można liczyć nawet na ok. 65-68 tysięcy. Szukaliśmy w wynikach z przeszłości, kiedy ostatni raz odnotowano tak liczne widownie na finałowych starciach o Puchar Polski.
Kiedy było tak dobrze?
W tym stuleciu próżno szukać podobnych wyników. Najlepszym meczem na neutralnym gruncie był finał 2009, gdy Ruch grał z Lechem „u siebie”, na Stadionie Śląskim. Wtedy zmagania oglądało ok. 25 tysięcy widzów.Jeśli chodzi o dwumecze, tu najlepiej wypadł finał Lech - Legia z 2004 roku, który oglądało łącznie 41 tys. widzów (odpowiednio: 26 000 i 15 000 w Poznaniu i Warszawie).
W XX wieku spotkań o tak licznej widowni też można szukać ze świecą. Puchar tułał się często po niewielkich lub średniej wielkości stadionach – niezależnie czy w formie jednego spotkania, czy dwumeczu. W 1970 roku na Stadionie Śląskim finał Pucharu był jednocześnie Wielkimi Derbami Śląska między Ruchem Chorzów a Górnikiem Zabrze i zdołał przyciągnąć na trybuny ok. 50 tys. widzów.
Jeśli w tegorocznym dwumeczu padnie wyższa liczba sprzedanych wejściówek, to jedynie spotkanie finałowe z 1963 roku może okazać się liczniej oglądanym. Wtedy, również na Stadionie Śląskim, pojedynek Ruchu z Zagłębiem Sosnowiec mogło oglądać nawet 70 tys. osób. Co prawda nie znamy widowni rozgrywanego rok później pojedynku Legii z Polonią Bytom na Stadionie Dziesięciolecia, ale niezależnie od tamtego wyniku trzeba przyznać, że liczba z bieżącej edycji Pucharu może budzić uznanie! Czy czasy traktowania PP po macoszemu przez kluby, PZPN i kibiców mamy już za sobą?
Reklama