Włochy: Gwiazda z sektora gości
źródło: własne; autor: michał
Jego historia nie jest pierwszą tego typu, ale chyba nikt wcześniej nie doczekał się takiego zainteresowania mediów. Z dnia na dzień wywiady i informacje o wyczynie w mediach na całym świecie. A on tylko poszedł na mecz.
Reklama
Arrigo Brovedani na co dzień handluje winem. Często jeździ po kraju, a ponieważ kontrahenci wiedzą, jak bardzo kocha Udinese, załatwiają mu bilety na mecze wyjazdowe Udine, kiedy tylko terminy jego wizyt pokrywają się z terminarzem ligowym.
Tym razem, gdy w niedzielę Udinese grał w Genui z Sampdorią, było trochę trudniej. Sam zatroszczył się o wejściówkę, zaliczając ponad dwutygodniową procedurę rejestracji jako kibic przyjezdny. Jak Arrigo podkreślał w wywiadach, Sampdoria nie robiła mu żadnych problemów. Przeciwnie – byli pomocni.
Spodziewał się, że ludzi w sektorze gości będzie garstka, ale gdy przyszedł pod stadion, stewardzi poinformowali go, że jest jedynym fanem Udinese zarejestrowanym na mecz. Zaoferowali mu miejsce na trybunie głównej, ale odmówił. - Tamto miejsce opłaciłem, więc tam chciałem iść
– tłumaczył Arrigo w wywiadzie dla „Udine Today”.
Tym sposobem Brovedani trafił na mieszczący 4 tys. osób sektor gości. Sam ze swoją niewielką flagą, którą zawsze wozi w samochodzie . Nie zraził się i zaczął krzyczeć „Forza Udinese” już po wyjściu piłkarzy na rozgrzewkę. Miejscowi, których było w tym meczu ponad 20 tysięcy, na początku się z niego śmiali, ale później oklaskiwali zapał i Brovedani stał się osobną atrakcją.
Stewardzi przynieśli mu ciepłą herbatę, władze Sampdorii w dowód uznania ofiarowały oficjalną koszulkę meczową, a Udinese oficjalnie zadedykowało mu zwycięstwo 2:0. Dostał też zaproszenie do loży prezydenckiej na najbliższy mecz u siebie.
Na tym nie koniec, bo najpierw posypały się prośby o wywiad od mediów klubowych, lokalnych, regionalnych, a później ogólnokrajowych, ze Sky Italia na czele. Stąd historię podchwyciły media w Wielkiej Brytanii, bo m.in. BBC czy „The Sun” zamieniły z Arrigo kilka zdań. A stąd jego historia poszła w świat dzięki wielkim agencjom prasowym – USA, Australia, Polska, Indonezja – to kilka pierwszych wyników wyszukiwania międzynarodowego. A przecież jedyne co zrobił, to poszedł na mecz swojego klubu...
Reklama