Relacja: Wakacje w Sarajewie

źródło: własne; autor: michał

Relacja: Wakacje w Sarajewie Wakacje już za nami, ale wspominać dobre chwile zawsze warto. Zapraszamy na krótką relację Wojtka, który podczas wyjazdu wakacyjnego oglądał trzy mecze na narodowym stadionie w bośniackim Sarajewie.

Reklama

W te wakacje byłem na Bałkanach, głównie w Sarajewie i podczas mojego pobytu odbywały się trzy mecze. Jeden mecz kwalifikacji do Ligi Mistrzów – miejscowy Željezničar podejmował słoweński Maribor. Po pierwszym pojedynku bośniacka drużyna musiała odrabiać wynik, ale „Željo” nie mógł grać na swoim Stadionie Grbavica, ponieważ do rozgrywek nie dopuściła go UEFA. Mecz odbywał się więc na Stadionie Olimpijskim. Bilety kupiłem w kasie przed spotkaniem, nie były bardzo drogie, w przeliczeniu kosztowały kilkanaście złotych...

Jeśli chodzi o organizację meczów, nie jest ona na wysokim poziomie, nie ma bramek z kołowrotkami przy wejściu, informacji, a za catering robią osoby, które chodzą między siedzeniami i sprzedają soczki, orzeszki i nasiona... Więc po kupieniu biletu poszedłem do wejścia na stadion, tam pokazałem bilet i zostałem przepuszczony dalej, było sporo policji, a że nie wiedziałem gdzie jest moja trybuna poszedłem do jednego z „żółwi”, aby wskazał mi drogę na trybunę. Pomimo tego, że pytałem po bośniacku, policjant odpowiedział mi po angielsku, gdzie mam się udać...

Kibice ŻeljeznicaraPrzy wejściu na sektor czytnikiem skanowany jest bilet, później jest przeszukiwanie (dokładnie takie samo klepanie jak w Polsce, może z tą różnicą, że w tam stoi się przodem do pracownika). Byłem w sektorze ultras. Oprawy nie było, za to zostało odpalonych kilka rac i przez cały mecz był prowadzony bardzo dobry i głośny doping z melodyjnymi pieśniami, na meczu była bardzo gorąca atmosfera. „Željo” przegrał mecz i odpadł z rozgrywek, podczas meczu zawodnicy miejscowej drużyny otrzymali kilka czerwonych kartek i w efekcie o mało nie doszło do zamieszek, ale ludzie zostali na swoich miejscach i mecz dokończono bez przeszkód... za to z okrzykami „UEFA MAFIA!!!”...

Na koniec meczu kibice wyzywali Bułgarów od „pičke” (dobrze znana część kobiecego ciała). Nie wiedziałem o co chodzi, przecież grali ze Słoweńcami... Okazało się, że parę dni później na tym samym stadionie będzie grał Levski Sofia z lokalnym rywalem – FK Sarajevo. I tu moje zdziwienie, „Željo” i FK Sarajevo nie darzą się sympatią, ale jeśli chodzi o rozgrywki międzynarodowe to wszelkie urazy chowane są do kieszeni i ważne, że gra Sarajewo. Kibice niekoniecznie chodzą na mecz lokalnego rywala, ale trzymają za niego kciuki, aby awansowali dalej...

Fani FK SarajevoI właśnie mecz FK Sarajevo - Levski Sofia był drugim, na jakim byłem. Stadion ten sam, ale kwalifikacje nie do Ligi Mistrzów, a do Ligi Europy. Na tym meczu również byłem na trybunie ultras, która tym razem znajdowała się po przeciwnej stronie stadionu. Kibice FK byli lepiej zorganizowani, mieli oprawę, doping był równie dobry jak na wcześniejszym meczu, kibiców było więcej, no i grali na stadionie na, którym występują na co dzień.

Na meczu z Bułgarami pojawił się transparent, który poruszył nawet polskich dziennikarzy. Gwoli sprostowania, słowa: "Jebali smo vam sestre u night baru. A cada cete vi da nam polizete karu" (co znaczy: "Przelecieliśmy wasze siostry w barze nocnym. Teraz to wy możecie zrobić nam loda") na Bałkanach nie mają takie mocnego oddziaływania jak w Polsce, tam przeklina się dużo i wszędzie, nawet w programach telewizyjnych. Określenia tego rodzaju są na porządku dziennym...

Później byłem jeszcze na jednym meczu, kiedy to po awansie FK Sarajewo grało u siebie z zespołem FK Zeta z Czarnogóry. Na tym meczu było zdecydowanie najwięcej kibiców,

Generalnie atmosfera była przyjazna i nie czułem żadnego zagrożenia, a czasami mi się to zdarza na meczach polskiej Ekstraklasy.

Wojtek Bogusz

Reklama