Kraków: Gigantyczne kolejki, organizacyjna katastrofa
źródło: własne; autor: michał
Podczas inauguracji sezonu na Reymonta trybuny nie wypełniły się nawet do połowy. Czy to efekt małego zainteresowania? Nic z tych rzeczy. Spod kas setki, jeśli nie tysiące ludzi odeszły z niczym. A podobno każdy kibic w tym sezonie miał być na wagę złota.
Reklama
Kiedy Jacek Bednarz wiosną zapowiadał naprawę Wisły, w otwierającej konferencji prasowej zaapelował do kibiców. – Chciałbym skorzystać z tej okazji i zaapelować za Waszym pośrednictwem do tych właśnie ludzi. Jeśli chcieliby dziś jakoś pomóc Wiśle, to ci, którzy już mają bilet niech namówią każdego, kto jeszcze na tym stadionie nie był, żeby kupił bilet i przyszedł […]. Również chciałbym tych ludzi widzieć w komplecie, jak zacznie się nowy sezon, bo jak mało kiedy oni naprawdę mogą w sezonie 2012/13 być naszym dwunastym zawodnikiem, być może tym najważniejszym
.
Minęło pięć miesięcy, przyszło otwarcie sezonu, w którym klub liczy na „najważniejszego zawodnika”. Ale patrząc na to, co ten „zawodnik” spotkał przy Reymonta 22, trudno oprzeć się wrażeniu, że najwyraźniej w pierwszym meczu Wisła zamierzała sobie poradzić bez niego.
Odbijali się od kas
Od godzin przedpołudniowych w Strefie Kibica zaczynało być tłoczno od widzów chcących wyrobić karty kibica i kupić bilety. Z upływem czasu liczba osób rosła i rosła, aż w końcu kolejka po karty zaczęła się ciągnąć z pierwszego piętra na parter. Z wężykiem po bilety było jeszcze gorzej. Kolejka wychodziła ze Strefy, zawijała się wokół niewielkiego placu przy północno-wschodnim narożniku, po czym ciągnęła się wzdłuż wejść na trybunę wschodnią, osiągając paręset metrów. Przyjście na godzinę przed meczem nie gwarantowało nawet wejścia na pierwszy gwizdek sędziego.
Niektórzy wchodzili na stadion dopiero w przerwie, ale wielu po prostu zrezygnowało, nawet nie próbowali walczyć o bilet na drugą połowę meczu. Komentarzy pod adresem zapraszającego nowych kibiców Jacka Bednarza nie brakowało, ale dominowało zwykłe rozczarowanie. – My, gdy dołączyliśmy do kolejki, byliśmy na wysokości E14, a zrezygnowaliśmy na wysokości kas, ale jeszcze stojąc na Reymana (nieco ponad 100 metrów – przyp. red.)
– relacjonuje dla Stadiony.net kibic, który na mecz zabrał dziewczynę. Zrezygnowali, gdy usłyszeli hymn na stadionie, a przed sobą mieli ok. 300 osób.
A całe to zamieszanie powstało pomimo otwarcia wszystkich okienek w kasach. Wszystko wskazuje na to, że ani klub, ani sami kibice nie spodziewali się takiego zainteresowania w dniu meczu. O ile jednak fani nie musieli, klub powinien być przygotowany, że fani nauczeni brakiem kompletów na trybunach nie będą się śpieszyć z kupnem biletu.
Odbijali się od kołowrotów
Jakby tego było mało, przed meczem zawiódł system elektronicznej identyfikacji kibiców (wg naszej wiedzy na trybunach wschodniej i północnej), który nie odczytywał części biletów. I na domiar złego pracownicy klubu początkowo byli zdania, że wejściówki są fałszywe, zrzucając winę na kibiców. Niektórzy musieli więc dodatkowo się legitymować, a oczekiwanie na wejście trwało kilkanaście, czasem kilkadziesiąt minut.
Odbijali się od kiosków cateringowych
Choć określenie „kiosk cateringowy” nie jest na miejscu. Wisła zmieniła bowiem dostawcę cateringu. Ze starym odszedł sprzęt, nowy nie wniósł prawie nic. Wybór był więc marginalny, liczba osób w obsłudze według wiarygodnych relacji po kilka na trybunę. Ceny? 6 zł za kubek wody. Dużo to czy mało? Nieważne, bo napoje w niektórych stanowiskach skończyły się przed drugą połową. W tym na sektorze rodzinnym.
Na tym problemów tego dnia nie koniec. Dodajmy jeszcze, że większość widzów nie widziała nic na telebimie, bo ten skierowany w ich stronę nie działał. Sprawny był tylko drugi, zwrócony na trybunę główną. Prawie pustą.
Komentarz Stadiony.net: Co na to dwunasty zawodnik? Problem w tym, że mało kogo to obchodzi. Media o nim nie piszą – pusto w krakowskich dziennikach, na stronach związanych z Wisłą, w tym na tej najważniejszej, oficjalnej. Bo, jakby, od kiedy się liczy zdanie kibica? Niektórzy liczyli pewnie, że słowa Jacka Bednarza to zapowiedź nowej jakości. Ale Bednarz przychodząc poraz drugi do Wisły ostrzegł też, że takiego stadionu trzeba się długo uczyć. Niesety, Wisła nie wygląda na pojętnego ucznia.
Podstawowa jedenastka dostaje krocie za wyjście na murawę. Ten dwunasty zawodnik płaci krocie za kubek wody, jeśli ma szczęście go dostać po odstaniu w kilku kolejkach kilkudziesięciu minut. W kontekście tak kolosalnych zaniedbań powstała na facebooku inicjatywa w sprawie wprowadzenia internetowej sprzedaży biletów wydaje się skazana na porażkę. Skoro Wisłę przerasta obsługa 15 047 widzów (tylu dokładnie weszło na Stadion Reymana), to próżno oczekiwać, że klub poradzi sobie z takim wyzwaniem.
Reklama