Komentarz: Wspólny stadion dla Wisły i Cracovii – mit ciągle żywy

źródło: własne; autor: michał

Ale równie głupi i pozbawiony racji bytu, co w 2003 roku, gdy „wizjoner” Jacek Majchrowski rysował przed Krakowem obraz wspólnego, supernowoczesnego stadionu za niewielkie pieniądze. Sęk w tym, że ten pomysł wygląda dobrze tylko na obrazku.

Reklama

Jak pisze w „Gazecie Krakowskiej” Piotr Rąpalski, stadion Wisły jest brzydki. I niefunkcjonalny. I nie przyniesie miastu zysków, choć został przepłacony i wypadałoby choć część wydatków odzyskać. A prezydent Krakowa odpowiada, że w 2003 roku proponował budowę jednego stadionu, potencjalnie z rozsuwanym dachem, dla Wisły i Cracovii. Ale został skrytykowany i pomysł nie przeszedł. A mogło być tak pięknie. Jak sugeruje Rąpalski, tylko kibice mogą twierdzić, że wspólny stadion to zły pomysł, a pozostali krakowianie zgadzają się z prezydentem.

Redaktor „Gazety Krakowskiej” najwyraźniej nie ma jednak pojęcia, o czym mówi. O tym, dlaczego wspólne stadiony są poronionym pomysłem, pisaliśmy już parokrotnie. Więc teraz w skrócie: stadion byłby za duży dla potrzeb Cracovii, zresztą jak pokazuje frekwencja, ten na 33 tys. i dla Wisły jest ponad potrzeby/umiejętności zarządzania. W dodatku na wspólnym stadionie znacznie niższe byłyby zyski obu zespołów z komercjalizacji obiektu. A jeśli traciłyby kluby, traciłoby miasto. By Wisłę i Cracovię było stać na grę na przeskalowanym stadionie, musiałyby płacić miastu naprawdę niskie opłaty, ponosząc i tak wysokie koszty organizacji meczów. Wspólny stadion by się nie zwrócił – dokładnie tak samo jak obecne dwa stadiony. I po raz milionowy: nie ma żadnych podstaw dla twierdzeń redaktora, że „na Stadionie Olimpijskim w Rzymie takie rozwiązanie się sprawdza”. Jeśli się sprawdza, to dlaczego oba kluby zapowiadają wyprowadzkę i wielki stadion może zostać pusty w ciągu najbliższej dekady?

Ale byłby tańszy – argumentuje autor. Supernowoczesna arena za 105 mln $ (na tyle wycenili ją projektanci w 2003, wtedy było to ok. 410 mln zł) zamiast dwóch za 690 mln. Niestety, tylko teoretycznie. Zgodnie z wizją przyjętą jeszcze w 2003 roku, Stadion Henryka Reymana miał kosztować zaledwie 90 mln zł, potem nieco ponad 100. Później ponad 300. A koszt wzrósł do 540 mln nie tylko z powodu powiększenia go z 25 do 33 tys. miejsc oraz wzrostu kosztów na rynku budowlanym, ale przede wszystkim przez kompletny brak kontroli nad inwestycją i rozsądnego planowania. Miasto zlekceważyło budowę jednego stadionu na 33 tys. osób, więc jakie mamy podstawy by wierzyć, że nie zrobiłoby tego samego z tym wspólnym?

Nie wspominając o tym, że suma 105 mln $ to tylko kwota deklarowana na bardzo wczesnym etapie rozmów przez projektantów (nie budowlańców, jak sugeruje redaktor „GK”!), a nie konkretna wycena prac. Znając realia – nie tylko polskie – mogłaby wzrosnąć nawet parokrotnie. W Sankt Petersburgu okazało się, że stadion z rozsuwanym dachem przerósł projektantów i wykonawców i już teraz pochłonął prawie 3,5 mld zł, a do końca budowy daleko. Jakie mamy gwarancje, że w Polsce z roku 2003, gdy firm z doświadczeniem w budowie stadionów było okrągłe ZERO (a tych z doświadczeniem w rozsuwanych dachach raptem parę na świecie), taka inwestycja nie stałaby się studnią bez dna? A wtedy jeden wspólny stadion nie tylko nie przynosiłby zysków, ale byłby też dużo droższy od dwóch po przeciwnych stronach Błoń.

Ale przynajmniej byłyby większe szanse na Euro 2012 – twierdzi Rąpalski. Bez żadnych podstaw. Bo stadion na 33 tys. wciąż byłby najmniejszym walczącym w Polsce o Euro, a Kraków miałby takie same szanse na przygotowanie słabej kandydatury. W 2007 r. tę szansę wykorzystał. Gdyby jedyną różnicą był stadion (którego realizacja do 2007 i tak byłaby wątpliwa), niezmiennie oglądalibyśmy urzędników magistratu twierdzących ze łzami w oczach, że czują się oszukani.

Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: [email protected].

Reklama