Bezpieczeństwo: Karniści nie zostawiają suchej nitki na przepisach
źródło: GazetaPrawna.pl / własne; autor: michał
Prawa obywatela są łamane, a jedynym powodem jest fakt, że wszedł na stadion. Wszędzie indziej mu przysługują, ale na trybunach zostaje pozbawiony wielu konstytucyjnych swobód – alarmują specjaliści w rozmowie z „Dziennikiem Gazeta Prawna”.
Reklama
Już na początku prac nad nowymi przepisami, w 2008 i 2009 roku, wiele kontrowersji wzbudzał tzw. zakaz klubowy. Chodzi o karę, którą klub może nałożyć na kibica za niedostosowanie się do regulaminu stadionu. Ale jednocześnie żaden organ nie nadzoruje tego, co kluby mają wpisane w swoich regulaminach, pozwalając na usuwanie ludzi z obiektu za błahostki. W rezultacie np. Legia Warszawa nałożyła najwyższy możliwy zakaz na kobietę, która wstała ze swojego miejsca i podeszła do ochroniarzy prosić ich, by nie pryskali gazem w trybuny (gaz rozchodzi się błyskawicznie i „atakuje” nie tylko chuliganów, ale też niewinnych ludzi).
Mało tego, na początku ustawodawca nie brał w ogóle pod uwagę możliwości odwołania się od nałożonej w ten sposób decyzji. Jedyne, co było rozpatrywane, to odwołanie się do klubu, czyli organu wydającego zakaz. Ustawodawca założył więc, że organ wydający karę zdecyduje się ją dobrowolnie cofnąć po kilku dniach, co jest absurdem. Jako pierwsi zwracaliśmy na to uwagę w 2009 roku (wtedy jeszcze na PortalKibica.pl), bo inne media nie wzięły na poważnie zastrzeżeń Rzecznika Praw Obywatelskich.
Dopiero po przejściu przez komisje sejmowe pozwolono wpisać do przepisów możliwość odwołania się od nałożonych kar do Komisji Ligi. Wielu kibiców z tej możliwości skorzystało, w tym wymieniona wcześniej fanka Legii, której Komisja Ligi przyznała rację i uznała karę wobec niej za bezzasadną. Podobnych przypadków było jednak mnóstwo – usuwanie ze stadionów za użycie wulgaryzmu, zajęcie nieswojego krzesełka czy za transparent z hasłem „Wolność Słowa, Art. 54”.
Na oglądanie stadionów z tej perspektywy można zostać skazanym nie tylko za przemoc czy wandalizm, ale nawet za "opuszczenie swojego krzesełka bez zgody służb porządkowej". Fot: Łukasz Libuszewski
Po co dwa zakazy?
„Dziennik Gazeta Prawna” powołuje się na specjalistów w prawie karnym, którzy krytykują funkcjonujące na polskich stadionach przepisy. O ile kwestia bezpieczeństwa na meczach jest bardzo ważna, o tyle nie powinna ich zdaniem prowadzić do odbierania obywatelom ich praw. – Doceniając intencję ustawodawcy, należy jednak poczynić kilka krytycznych uwag do wprowadzonych rozwiązań. Po pierwsze należy zastanowić się nad usunięciem przepisów pozwalających klubom nałożyć tzw. zakaz klubowy
– wskazuje dr Marcin Warchoł z Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego.
Mamy bowiem zakaz stadionowy, który przyznaje sąd, a także zakaz klubowy, który przyznaje klub. Karę wydaje więc prywatna firma, a odwołać się można do innej prywatnej firmy. Jednocześnie ta kara może wykluczać obywatela z uczestnictwa w meczach na terenie całego kraju. Takie decyzje powinny zdaniem karnistów być wydawane przez niezawisły sąd, a nie prywatne instytucje. W przeciwnym razie dochodzi do groteskowych sytuacji jak ta w GKS Katowice, gdzie udziałowiec klubu naciska, by klub wydał zakazy na osoby krytykujące tegoż udziałowca, bo inaczej wstrzyma finansowanie. Niezależnie od decyzji GKS-u w tej sprawie, samo zaistnienie tego szantażu dowodzi, że zakaz klubowy może podlegać nadużyciom.
– Tylko sądy powinny móc nakładać zakazy stadionowe. Tymczasem ta regulacja nie przewiduje nawet odwołania do sądu, lecz jedynie do ekstraklasy jako organizatora rozgrywek. W związku z powyższym dochodzi tu do naruszenia artykułów konstytucji
– wskazuje Marcin Warchoł. – Od zakazów klubowych powinna być możliwość odwołania
– wtóruje mu inny karnista, prof. Marian Filar z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Na stadionie mogą Cię zatrzymać bez powodu
Na co dzień obywatel, który uważa, że został zatrzymany bezprawnie lub z naruszeniem swoich praw, może złożyć zażalenie na takie zatrzymanie w sądzie. Wyjątek od takiej sytuacji ma miejsce, gdy osoba zatrzymana wchodzi na stadion. Wtedy nie przysługuje jej prawo do zażalenia.
Innymi słowy, żadna osoba zatrzymana na stadionie nie może domagać się zbadania przez sąd zasadności, legalności czy prawidłowości wykonanego zatrzymania. Jeśli np. kibic zostanie zatrzymany z użyciem nieuzasadnionej przemocy, sąd nie zajmie się jego sprawą. – To jest ewidentne pozbawienie prawa do sądu. Każda inna osoba zatrzymana nie w związku z imprezą masową, na podstawie art. 246 kodeksu karnego może złożyć zażalenie do sądu na to zatrzymanie. W przypadku osoby ujętej na stadionie takiej możliwości po prostu nie ma
– podaje dr Warchoł.
Proces na stadionie nic nie przyśpieszy?
Specjaliści nie widzą też, w jaki sposób mają pomóc rozprawy prowadzone na stadionach. Przypomnijmy, że zgodnie ze znowelizowaną ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych kibic nie musi być doprowadzony do sądu. Na terenie stadionów mają być wyznaczane pomieszczenia, w których będzie łączność audiowizualna z dyżurującym sędzią. W założeniu ma to przyśpieszyć tempo procesów i karania winnych.
Specjaliści pytają jednak, gdzie będą akta takiej sprawy, jak będą okazywane dowody i przede wszystkim – co z obrońcą przysługującym w procesie oskarżonemu? – Dobre pytanie. Trudno sobie wyobrazić, żeby nie znajdował się przy oskarżonym. Nie będą jednak dyżurować na stadionach, bo nie mają biletów, a tych chyba im nikt nie da
– mówi Ziemisław Gintowt, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. Obrońca będzie musiał dojechać do oskarżonego, a więc o przyśpieszeniu procedur względem sądów 24-godzinnych i tak nie ma mowy.
Ale poza logistyką takiego „rozprawy odmiejscowionej” Gintwot wskazuje na brak możliwości prawnych, by w ogóle takie narzędzie stosować. – Nawet w sądach kapturowych z lat 50., gdzie sądzono w celach, czyli w tym tzw. „kiblowym” wymiarze sprawiedliwości, sędzia jednak przychodził. Dlatego uważam, że rozprawa w trybie wideokonferencji jest naruszeniem podstawowej gwarancji procesowej bezpośredniości
– uważa Ziemisław Gintowt.
Komentarz Stadiony.net: Oryginalny tekst „Dziennika Gazety Prawnej” uzupełniliśmy własnymi informacjami na początku artykułu. Naszym zdaniem każdy obywatel powinien wiedzieć, że od samego początku prac nad ustawą jego prawa nie były przez ustawodawcę brane pod uwagę. Rozmawialiśmy z członkami Komisji Spraw Wewnętrznych i Administracji, którzy bez zahamowań przyznawali, że nie rozważali takich spraw, jak swobody obywatelskie przysługujące nam wszystkim.
Usłyszeliśmy nawet pytanie, które być może nasuwa się też niektórym czytelnikom. Dlaczego się czepiamy, czy zależy nam na obronie chuliganów? Otóż nie, zależy nam na ich usunięciu ze stadionów dla bezpieczeństwa nas wszystkich. Ale nie możemy w milczeniu oglądać, jak powstają i wchodzą w życie przepisy dające pole do nadużyć wobec niewinnych ludzi i stające się narzędziem do „produkowania statystyk”.
Niektóre z zapisów polskich ustaw są podobne do tych z Wielkiej Brytanii. Tam są powszechnie krytykowane w mediach (co pomaga je zmieniać), bo nie można w obronie prawa pozbawiać ludzi... praw. W Polsce mało kto ma odwagę uznać obywatela chodzącego na mecze za pełnoprawnego obywatela, więc cieszy nas bardzo, że „Gazeta Prawna” oddała głos specjalistom. Za to bardzo nas smuci, że prawie wszystkie media powołujące się na ten artykuł (a przwinął się dzięki PAP w innych portalach) kompletnie pominęły jego sedno. Jedyne, co zostało zacytowane, to fakt, że za złapanie i nieoddanie piłki podczas meczu można dostać karę. Naprawdę do tego sprowadzają się powyższe akapity?
Reklama