Komentarz: Brak trybuny jak katastrofa
źródło: własne; autor: michał
W ciągu kilku godzin redakcja łódzkiej „Gazety Wyborczej” wyprodukowała trzy teksty poddające w wątpliwość jakość nowego Stadionu Miejskiego. Jedynym argumentem jest brak czwartej trybuny. To wystarczyło, by uznać wart 200 mln obiekt za „produkt stadionopodobny”.
Reklama
Trzech dziennikarzy, trzy teksty w ciągu paru godzin. Trzy razy główne pytanie: „Jak to, stadion z trzema trybunami?!”. Najpierw warto się zastanowić, jaki cel ma zadawanie tego pytania ponad 3 miesiące od zaprezentowania wizualizacji i – co ważniejsze – dzień po podpisaniu umowy, czyli po przesądzeniu o budowie właśnie takiego stadionu. Dlaczego „Gazeta Wyborcza” przypuszcza frontalny atak dopiero po sprawie, a nie wtedy, gdy, przynajmniej w teorii, można było jeszcze coś zmienić? Dlaczego wyciągane są anonimowe komentarze spod tekstu i służą jako reprezentacja „głosu kibiców”?
Szymon Bujalski w wywiadzie z prezydent Zdanowską nazywa brak czwartej trybuny „rzeczą najbardziej zastanawiającą” w nowym stadionie. Tymczasem takie rozwiązanie jest logiczną konsekwencją oczekiwań inwestora. Miasto buduje dla ŁKS nowy stadion na 16,5 tys. miejsc z możliwością rozbudowy o 5,5 tys. w przyszłości lub w przypadku pozyskania zewnętrznych funduszy. Magistrat poszukiwał najtańszego projektu i najtańszego wykonania. Nie ma więc nic dziwnego, że efektem jest bardzo prosta, przeciętna wizja, idąca na skróty i oferująca otwarty układ trybun. Lepszych opcji na rozbudowę nie było? Były. Były też jednak o 100 mln zł droższe.
Nie mogłem wyobrazić sobie, że można wpaść na taki pomysł. A jednak łódzcy decydenci znów pokazali, że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych
– pisze w redakcyjnym komentarzu Jarosław Bińczyk. Nic dziwnego, że nie mógł sobie wyobrazić, bo to nie decydenci wpadli na ten pomysł, tylko zaoferował go najtańszy oferent w przetargu, którego przebieg jest prawnie uregulowany i miasto nie może ot tak wybrzydzać, gdy dostaje dosłownie jedną ofertę zbliżoną do swoich możliwości finansowych.
„Gazeta Wyborcza” twierdzi, że stadiony o trzech trybunach to prawdziwa rzadkość i jej redaktorzy uznają je za coś ułomnego. Takie twierdzenie to z kolei prawdziwy dowód na brak jakiejkolwiek wiedzy o opisywanym zagadnieniu. Stadiony o trzech trybunach stoją w wielu krajach (co będzie, gdy „GW” dowie się o stadionach z zaledwie – o, zgrozo – dwiema trybunami?!) i niektóre z nich są wręcz legendarne. Wystarczy spojrzeć na Croke Park w Dublinie, „smoczy” stadion w Kaohsiung czy jeden z najlepszych czeskich stadionów, w Teplicach.
Nawet obecnie układ „podkowy” bywa wybierany jako racjonalne rozwiązanie w niektórych przypadkach nowobudowanych aren. W miejscu, gdzie trybuny nie ma, można bowiem z powodzeniem ustawić scenę, nie obciążając boiska i nie wyłączając z widowisk miejsc za sceną – bo ich nie ma. I jest arena na duże koncerty. W samej tylko Brazylii przed Mundialem 2014 powstaną trzy "otwarte" stadiony: w Salvadorze, Belo Horizonte i Natal. W Paryżu powstanie supernowoczesna arena rugby, na której czwarta trybuna została zredukowana niemal do zera.
Pytanie o brak czwartej trybuny miałoby sens w przypadku Łodzi, gdyby potencjał ŁKS przerastał zaproponowaną pojemność. Niestety, bardziej realna dla łódzkiego klubu jest perspektywa niedorośnięcia do nowych trybun w ciągu najbliższej dekady, niż przerośnięcia ich. „Gazeta Wyborcza” postanowiła więc kłócić się o brak trybuny, która nie jest potrzebna, a zwiększałaby nie tylko koszty budowy, ale i utrzymania obiektu. Gdyby ta trybuna powstała, pewnie podnosiliby, że powstaje za duży stadion i lepszy byłby jeden dla obu łódzkich klubów. To drugie zresztą powtarzają od wielu miesięcy mimo braku racjonalnych argumentów na poparcie takiej tezy.
Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: [email protected].
Reklama