Wrocław: podwykonawcy czekają na pieniądze za wykonaną pracę

źródło: gazeta.pl; autor: bartosz

Cztery firmy nie dostały pieniędzy za prace wykonane na budowie wrocławskiego stadionu. Firma CES, jeden z podwykonawców Maxa Boegla zalega mniejszym podmiotom około 3 milionów złotych.

Reklama

Wrocławski magistrat przekonuje, że zapłacił Maxowi Boeglowi należne mu pieniądze. Z kolei Niemcy nie mają zobowiązań wobec swoich podwykonawców, którym zlecili określone prace. Problem tkwi w tym, że budowa tak wielkiego obiektu jakim jest wrocławski stadion wymagała stworzenia sieci większych i mniejszych firm zajmujących się określonymi robotami. Tak więc inwestor, czyli miasto zatrudniło głównego wykonawcę - Maxa Boegla, ten opłaca kolejnych podwykonawców, ci zaś także wynajmują mniejsze firmy, które wykonywały określone prace.

Piotr Rybak, właściciel firmy, która zakładała na wrocławskim stadionie instalację elektryczną, twierdzi, że jeden z podwykonawców - firma CES - winny jest mu ponad 720 tys. zł. - Do sierpnia płacili, ale później zaczęły się kłopoty. Mimo że przyjmowali faktury, to ich nie pokrywali - mówi.

Rybak najpierw próbował dogadać się polubownie - początkowo z firmą, później z Maksem Böglem. Bezskutecznie. - Nikt mi nie odpowiedział. Złożyłem wniosek do sądu o płatność, zawiadomienie do prokuratury w związku z podejrzeniem popełnienia oszustwa i wniosek o upadłość CES-u. Ale rozpatrzenie tych spraw potrwa wiele miesięcy - mówi.

W podobnej sytuacji, co firma Piotra Rybaka, znajdują się dwa inne podmioty. Właściciel Terra Forms, utrzymuje, że CES zalega mu z zapłatą 130 tysięcy złotych. Włodarze Trinetu informują o zaległościach rzędu 321 tysięcy.

Z niewypłacalnym podwykonawcą, współpracowała też Delta Power. Firma dostarczyła CES-owi niezbędne agregaty, jednak do dziś nie otrzymali za nie pieniędzy. - Tracimy wiarygodność przed naszym włoskim partnerem, który nam dostarczył ten sprzęt. Nie jesteśmy w stanie mu zapłacić ani zwrócić sprzętu.

Rzeczniczka spółki Wrocław 2012, Magdalena Malara, podkreśla że miasto nie jest w tej sytuacji winne. - Zapłaciliśmy te pieniądze Maksowi Böglowi. Ta firma powinna zadbać o to, by trafiły one do wszystkich podwykonawców.

Niemcy, podobnie jak miasto, uważają, że zaistniała sytuacja to nie ich wina. - My zapłaciliśmy za wykonane prace. Teraz podwykonawca powinien porozumieć się z innymi. Nie będziemy w to wnikać, bo CEZ jest firmą suwerenną - utrzymuje Jan Wawrzyniak, rzecznik Maxa Boegla.

Reklama