Stadion Narodowy w Warszawie - „prawdy” dziennikarzy

źródło: własne; autor: Marcin Schwesig

W ciągu ostatnich kilkunastu dni Stadion Narodowy stał się obiektem fali krytyki. Dziennikarze prześcigali się w wymyślaniu kolejnych wad tego stadionu oraz rzekomych wypaczeń wykonawcy. Zazwyczaj mijali się jednak z prawdą.

Reklama

Wszystko rozpoczęło od upublicznienia informacji o wadzie konstrukcyjnej schodów prowadzących na górny poziom trybun. Dziennikarze nie omieszkali poinformować o tym, że taka wada może spowodować nawet 10-miesięczne opóźnienie. Nie powstrzymano się jednak przed straszeniem Polaków owymi 10 miesiącami opóźnienia do czasu wydania opinii na temat wad przez specjalistów. Kilka dni później okazało się, że maksymalne możliwe opóźnienie jest kilkukrotnie mniejsze.

Tuż po informacjach o schodach gazety zaatakowały nas kolejnym informacjami o błędach w instalacji elektrycznej, braku projektu ppoż, brak projektu instalacji sanitarnych oraz zalewanych pomieszczeniach wewnątrz trybun. Informacje o braku projektów instalacji każdy budowlaniec skwituje śmiechem. Bez tych projektów nie byłaby po prostu możliwa budowa, a Stadion Narodowy jest już jednak bliski ukończenia. Choć informacji o błędach w instalacji elektrycznej nikt nie potwierdził, dziennikarze znowu uraczyli nas wiadomością o 10 miesiącach opóźnienia. Zastanawiam się, czy dla osób piszących w gazetach każda możliwa usterka nie powoduje możliwości 10 miesięcy opóźnienia. Jedyną prawdziwą wadą ujawnioną przez dziennikarzy jest zalewanie pomieszczeń na skutek nieszczelności stopnic. Wada ta jest jednak stosunkowa prosta do usunięcia. Warto przy tym zaznaczyć, że nawet gdyby nie uszczelniono stopnic to nad nimi niedługo zakończy się montaż dachu, co i tak rozwiązałoby ten problem.

Ponieważ więcej wad budowlanych nie udało się odszukać (i wymyślić), rozpoczęto krytykę zbyt wysokiej ceny stadionu. Absolutnym mistrzem w tej dziedzinie okazał się „Fakt", który o wypowiedź poprosił onegdaj świetnego bramkarza, a dziś naczelnego krytyka rzeczy wszelakich, Jana Tomaszewskiego. Jego wypowiedź stanowiła główny motor napędowy popełnienia pierwszego tekstu na łamach Stadiony.net. Tomaszewski popisał się następującymi słowami:

„(...)Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego najnowocześniejszy stadion na świecie, Arena auf Schalke w Gelsenkirchen, kosztował 370 mln euro, a w budowę narodowego wpompowano już ponad miliard?!”

W tym jednym zdaniu znajduje się tyle „prawd” alternatywnych, że aż głowa boli. Zacznijmy od tego, że Arena auf Schalke od kilku lat nazywa się Veltins-Arena. Poprzednia nazwa jest jednak dość popularna, więc można zrozumieć jej użycie. Natomiast nie rozumiem, jak można było podać błędną cenę tego stadionu. Kosztował on bowiem nie 360 mln euro, tylko 358 milionów marek niemieckich. W czasach, kiedy budowano ten stadion, euro nie było jeszcze w powszechnym obiegu.

Na dodatek znacznie bliżej do miana najnowocześniejszego stadionu świata obiektowi z Warszawy, a nie z Zagłębia Ruhry. Od budowy tego ostatniego minęło już bowiem 10 lat, w przypadku np. elektroniki oznacza całą epokę. Zdecydowanie wyższa cena stadionu w Warszawie wynika przede wszystkim z niezwykłej wręcz ilości pomieszczeń pod trybunami. Przykładowo, samych toalet będzie 965. Pod trybunami i murawą znajduje się też parking na 1765 samochodów. Łączna powierzchnia pomieszczeń na stadionie to 204 000 m2 co jest równoważne 2863 mieszkaniom o wielkości 70 m2. Teraz łatwiej wyobrazić sobie, skąd wzięła się wysoka cena stadionu w Warszawie.

Na koniec chciałbym przypomnieć, że opóźnienia w budowie stadionów zdarzały się także przed poprzednim imprezami z cyklu mistrzostw Europy i Polska nie jest tu wyjątkiem. Więc nie mamy się czym martwić, jeśli chodzi o stadiony na Euro 2012.

Tekst ma charakter publicystyczny i wyraża subiektywną opinię autora. Nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć lub chciałbyś napisać swój materiał, prześlij odpowiedź na adres: [email protected].

Reklama