Kibice się obrazili (?)
źródło: własne; autor: Michał
Co robią kibice, kiedy ich ulubieńcy nie radzą sobie opanowaniem piłki? Zrażają się. Co robi PZPN, by kibice jednak wspomagali swą kadrę, a piłkarze czuli pomoc „dwunastego zawodnika”? Nic.
Reklama
Dziennikarze TVP obsługujący mecz z Serbią (Rafał Patyra oraz komentator Dariusz Szpakowski) kilkakrotnie zwracali uwagę na zdumiewająco niską frekwencję przy Łazienkowskiej. Sugerowali wyraźnie, że fani obrazili się na drużynę za fatalną porażkę z Finlandią. Najwyraźniej przez myśl im nie przeszło, że poza słabą formą naszych piłkarzy odstraszać mogły ceny. Szkoda, bo w trakcie meczu ci, którzy jednak przyszli wyraźnie dali znać o swoim niezadowoleniu, informując jakimi uczuciami darzą PZPN z prezesem na czele. Wolno im było zaśpiewać, w końcu zapłacili 90 złotych za bilet.
Już w sobotę podczas meczu z Finami na trybunie głównej stadionu w Bydgoszczy widać było łysiny, na szczęście rzadko pokazywane w telewizji. Bilety na te miejsca kosztowały 80-150zł. Jak atrakcyjnym rywalem jest Finlandia? Widać bardzo, ale przecież działacze nie płacą, są u siebie. Podobnie chciałoby się zapewne czuć kilkanaście tysięcy fanów, którzy też oglądali „swoich”, a przyjechali z różnych miejsc w kraju.
We wtorek cały kraj obiegła alarmująca informacja, że w Warszawie sprzedano zaledwie 1 200 biletów na mecz z Serbią. To, niestety, kolejny atrakcyjny rywal w tych eliminacjach. Dlatego za miejsca na łukach (10 rzędów z wyższym od trybuny ogrodzeniem! Do trzydziestu metrów od murawy) trzeba było zapłacić 40zł. Popularna „Żyleta” kosztowała już 90zł, miejsca przed trybuną krytą 120zł (zapewne dodatkowa opłata za możliwość obserwowania ławek rezerwowych), a za dach nad głową kibic musiał liczyć się z wydatkiem od 150 do 300zł.
Nie ma się co spodziewać zmian na lepsze podczas kolejnego meczu- z Portugalią w Chorzowie. Władze stadionu już poinformowały, że za najgorsze miejsca, za bramkami oddalone od boiska nawet o ok. 60 metrów, fani zapłacą 50zł. Pewnie z okazji 50. spotkania kadry na tym obiekcie i pięćdziesięciolecia istnienia- ot, taka promocja. Bardziej cywilizowane miejsce wzdłuż boiska? Proszę bardzo- jedyne 100zł. A może pod dachem (w końcu to październik)? Nie ma sprawy, 200-400zł.
Jest zrozumiałe, że tak duży stadion musi się utrzymać, więc ceny nie mogą być zbyt niskie. Ciekawe tylko, jaka będzie reakcja organizatorów, kiedy dzień przed meczem Polskę znów obiegnie wiadomość, że sprzedano ledwie kilka tysięcy biletów, a pozostałe 40 000 pozostanie puste. Zapewne organizacja takiej imprezy będzie bardzo opłacalna, skoro wciąż jesteśmy raczeni tego typu propozycjami przy okazji kolejnych meczów reprezentacji. Zapewne też w ocenie komentatorów znów winni będą kibice, bo nie dość że na tym stadionie wygwizdali kadrę Janasa, to jeszcze na tym stadionie porzucą kadrę Beenhakkera.
Decydenci kierowali się atrakcyjnością rywali (bo z pewnością nie standardem obiektów piłkarskich!). Zapomnieli jednak o tym, że po żałosnej porażce z Kolumbią, słabiutkim Mundialu i koszmarze w Bydgoszczy atrakcyjność naszej drużyny spadła dramatycznie. Zamiast wziąć część odpowiedzialności za wyniki swoich podopiecznych i zachęcić kibiców do dalszego przychodzenia na mecze, PZPN wysyła sygnał „zapłaćcie nam 100zł, a zobaczycie, jak upokarzają naszą drużynę atrakcyjni rywale!”. Taka suma nie wszystkim przychodzi równie łatwo, jak władzom tej organizacji. Kibic ma być zawsze wierny, ale trudno się dziwić, że odmawia sobie takiej „przyjemności” i woli być wiernym przed telewizorem. Zaangażowanie adekwatne do tego prezentowanego przez piłkarzy i działaczy.
powyższy tekst ma charakter publicystyczny i przedstawia wyłącznie opinię jego autora.
Reklama