Lawina z Porto Alegre

autor: Michał Karaś

Choć narodziła się w Argentynie, stała się symbolem brazylijskich kibiców z Porto Alegre. To ekstremalny rodzaj świętowania – po każdym golu tysiące ludzi w szale radości zbiegają nawet kilkadziesiąt metrów w dół, tworząc gigantyczną lawinę. Choć Gremio dostaje kary za niebezpieczną zabawę, zamierza dalej pozwalać kibicom na tworzenie lawiny.

Jak się zaczęło?

Trybuny bez krzesełek nie są co prawda specjalnie komfortowe, ale ich istnienie przyczyniło się do powstania wyjątkowego zwyczaju. W latach 80. w Argentynie kibice gromadzący się na tzw. hinchadas popular (najtańszych trybunach, odpowiednikach naszych młynów – przyp. red.) zapoczątkowali lawinę.

Zwyczaj prosty i niezwykle efektowny wizualnie – w ciągu paru sekund kilka lub nawet kilkanaście tysięcy ludzi zbiega w dół trybuny w euforii po zdobyciu gola. U podstaw trybun w mgnieniu oka tworzy się trudny do wytrzymania ścisk, ale już parę sekund później wszyscy wracają na swoje miejsca.

Trudno określić, na którym stadionie masa ludzi zbiegła w dół trybun jako pierwsza, bo zwyczaj szybko zdobył popularność. Na początku lat 90. rozprzestrzenił się nie tylko w Ameryce Południowej i dalej, w Meksyku, ale dotarł też do Europy.

Jednak podobnie jak szybko nazywana przez Argentyńczyków „avalancha” zdobyła popularność, tak wkrótce pojawiły się poważne zastrzeżenia co do bezpieczeństwa. W Argentynie niejednokrotnie dochodziło do wypadków – przede wszystkim przez tratowanie czy szybkie niszczenie stadionów niedostosowanych do takich ruchów widowni. Dlatego władze Argentyny całkowicie zakazały lawin, podobny los spotkał kibiców m. in. w Hiszpanii. Tam zaczęto instalować krzesełka z oparciami na wszystkich trybunach i zaostrzono przepisy. Co ciekawe, podobne zmiany nie zatrzymały lawin w Meksyku, ale tam podejście do kontroli nad widownią jest zupełnie inne.

W Argentynie krzesełka wciąż nie były standardem, dlatego kibicom udało się zwyczaj przywrócić – władze wprowadziły jednak pewne obostrzenia. Na trybunach stojących pojawiły się szerokie na 2 metry i wysokie na 1,3 metra barierki – łamacze fal. Mają spowalniać falę i tym samym zmniejszać liczbę wypadków. Lawiny, nieco ujarzmione, dziś w Argentynie mają się dobrze, a do liderów pod tym względem zaliczają się kibice Racingu Avellaneda, których popis z meczu przeciwko River Plate w 2008 r. możecie zobaczyć poniżej:

Trzeba wiedzieć

Jak widać na załączonym obrazku, przy nagłym wybuchu euforii trudno o jakąkolwiek kontrolę – nawet osoby stojące na podwyższeniu i koordynujące doping nie są całkiem bezpieczne. Podczas gdy w Avellanedzie z trybun schodziły lawiny widoczne powyżej, w Brazylii trwał właśnie proces przeciwko pierwszoligowemu Gremio Porto Alegre.

To jeden z kibiców pozwał drużynę, ponieważ... niechcący wziął udział w lawinie. Kiedy inni szturmem ruszyli w dół, on stał w miejscu. Skończyło się to dla niego bardzo źle, bo doznał licznych obrażeń, kiedy zdezorientowany upadł i przykryła go fala zbiegających w dół kibiców. W obliczu mocnych dowodów sąd stanu Rio Grande do Sul przyznał kibicowi rację i nakazał wypłacenie odszkodowania w wysokości ok. 10 tys. złotych, odrzucając apelację klubu.

Jak się zachować w obliczu lawiny? Zapytaliśmy o to Julię Patrucco, wierną fankę Gremio. – Mój pierwszy raz był jakieś 3 lata temu. Nie ma się wtedy za bardzo czasu by myśleć, jak się zachować. Parę sekund po zdobyciu gola przez Gremio trzeba biec razem z tłumem. Na początku trochę się bałam, bo wokół jest w końcu masa ludzi i byłam święcie przekonana, że wszyscy po mnie przebiegną. Ale okazało się, że poszło świetnie.

Lawina na Geral

Choć pochodzi z krajów hiszpańskojęzycznych, lawina dziś jest kojarzona przede wszystkim z Brazylią i to właśnie ze wspomnianym już Gremio. Zwyczaj dotarł tu stosunkowo późno, bo w 2001 roku. Bezpośrednią inspiracją w powszechnym mniemaniu byli kibice Boca Juniors, którzy tworzą lawiny na najniższym poziomie La Bombonera. Wielu wskazuje jednak jako wzór pierwszoligowy Racing, ponieważ jego stadion konstrukcyjnie jest znacznie bliższy temu w Porto Alegre.

Czemu akurat kibice Gremio słyną z tego obyczaju? Ich miasto leży w pobliżu granicy z Argentyną, a trybuny Olimpico Monumental są nazywane „kastylijskimi” (w luźnym tłumaczeniu: hiszpańskimi) z powodu hiszpańskich przyśpiewek i innych adaptowanych od sąsiadów zwyczajów. Sami fani zresztą nie odżegnują się od czerpania z Argentyny, bo nawet niektóre ich organizacje mają hiszpańskie nazwy zamiast portugalskich.

Świetność lawiny na Olimpico Monumental to ostatnie lata – w 2005 roku powstała organizacja Geral do Gremio (Geral – zgromadzenie, od nazwy najtańszej trybuny), która na zasadzie bezpłatnego członkostwa skupia tysiące fanów. To właśnie oni mają największy wpływ na zachowanie trybun – gdy protestują, cała trybuna Geral milczy. Dzięki temu mają mocną pozycję w relacjach z władzami, a te zezwalają na kontrowersyjną rozrywkę.

Ryzyko dla życia czy symbol klubu?

Władze Gremio uznają „avalanche” za element tożsamości klubu i zamierzają utrzymać zwyczaj mimo kar, jakie za obrażenia kibiców przychodzi czasem płacić. Usiłują też zminimalizować ryzyko wypadków, by zmniejszyć krytykę w mediach. W tym celu podstawa trybuny, pod którą znajduje się głęboka fosa, została wzmocniona by nie runąć pod naporem kibiców – mogłoby wtedy dojść do wielkiej tragedii.

Jednak mimo kroków zapobiegawczych nie brakuje głosów, zwłaszcza w mediach, że pozwalanie na lawiny to igranie z losem. Co prawda niemal nigdy nie dochodzi do poważnych wypadków, ale z drugiej strony prawie co mecz ktoś odnosi nieznaczne obrażenia – kobiety, młodzież lub przypadkowi widzowie nieświadomi tego, jak wielką skalę ma lawina.

Dla kibiców to ryzyko jest jednak warte świeczki. Lawina to nie tylko świętowanie gola, to święto samo w sobie. Władze Gremio mówią całkiem poważnie, że ten niby powszechny obyczaj stał się ich symbolem – stadion jest już miejscem wycieczek z całego świata i to nie tyle z powodu piłkarzy, co właśnie zachowań kibiców. Czasem zdarza się, że kibice z pozostałych trybun zamiast świętować gola odwracają się i w skupieniu oglądają, jak tysiące ludzi rzucają się przed siebie w pędzie.

Albo lawina, albo Mundial!

Klub twardo trzyma się swojego stanowiska – na przedstawionym parę lat temu projekcie nowego stadionu też zażądał trybuny stojącej, specjalnie zaprojektowanej dla umożliwienia bezpiecznego zbiegania po golach. Ma ona pomieścić prawie 10 tys. ludzi, przy pojemności całkowitej obiektu rzędu 55 tys. miejsc.

Media przypuściły atak na klub, bo z miejscami stojącymi stadion traci szanse na organizację meczów Mistrzostw Świata 2014, podczas gdy miasto zostało wytypowane jako gospodarz. Wątpliwości pojawiły się też wśród kibiców, bo stawka jest wysoka – jeśli Gremio odpadnie, Mundial zorganizuje znienawidzony lokalny rywal, Inter. Prezes uspokoił – na czas Mistrzostw można zainstalować tymczasowo miejsca siedzące, ograniczając pojemność do ok. 50 tysięcy.

Komercja zabije tradycję?

Nie Mundial, a komercjalizacja futbolu może doprowadzić do zniszczenia obyczaju na trybunie Geral. Ceny biletów pójdą w górę – najtańsze na nowym stadionie mają kosztować (w przeliczeniu) ok. 50 zł, dla wielu to za dużo. Co prawda stowarzyszenie Geral jest wspierane przez klub, ale niewątpliwie wzrost cen może prowadzić do wykluczenia najuboższych.

Już teraz wśród fanów nie brakuje opinii, że atmosfera na stadionie słabnie. – Geral wyblakło, kiedyś lawiny były większe. Widywałem już 10-tysięczne, a dziś udział bierze nie więcej jak 6 tys. osób. Ale wciąż to jedna z najlepszych lawin w Brazylii – tak sprawę widzi Ramiro Furquim, wieloletni bywalec Geral.