Angielska federacja piłkarska wysyła jasne zaproszenie do dwóch wielkich londyńskich klubów. „Jesteśmy stadionem narodowym i zależy nam na jego lepszym wykorzystaniu”.

Od kilku miesięcy mówi się o tym, że Chelsea i Tottenham z nadzieją patrzą w kierunku wielkiego łuku Wembley. Oba kluby zamierzają budować nowe stadiony i po latach niepowodzeń wreszcie są bliskie realizacji. Tottenham de facto już buduje swój 61-tysięcznik, Chelsea brakuje do tego jeszcze sporo pracy.

Istotne jest jednak to, że według przepisów Premier League klub nie może rozgrywać sezonu na różnych stadionach. Konieczny jest stały dom na 19 spotkań. W efekcie Tottenham wyprowadzi się z White Hart Lane na pewno w sezonie 2017/18. W przypadku Chelsea okres może być dłuższy (nawet trzy pełne sezony), ale na razie nie ma jasnego wskazania.

© Thomas Ranner

Tu pojawia się problem: w Londynie obłożenie stadionów jest bardzo duże, a tych spełniających kryterium rozmiarowe dla obu klubów jest kilka. W spekulacjach i potwierdzonych negocjacjach pojawiały się Twickenham, Stadion Olimpijski, Stadium:mk, nawet Emirates Stadium, ale przede wszystkim Wembley.

I to właśnie narodowy stadion Anglii wydaje się najbardziej racjonalnym rozwiązaniem przynajmniej dla jednego z klubów. Czy byłby w stanie przyjąć oba? Jest z tym pewien problem. Wembley ma zgodę na organizację 37 imprez całostadionowych w ciągu sezonu i nie da rady wcisnąć tam całego sezonu dla choćby jednego klubu. Dlatego żaden z klubów w przypadku przeprowadzki nie może liczyć na 90 tysięcy miejsc. Znalazła się jednak furtka: można wykorzystać nieco ponad 50 tys. krzesełek na potrzeby Premier League i wtedy ograniczenie dla liczby imprez nie obowiązuje.

Wreszcie dochodzimy do punktu, w którym Wembley zaprasza oba kluby do rozmów. Oczywiście zaproszenie jest symboliczne, ponieważ właściciel stadionu (związek piłkarski FA) według nieoficjalnych doniesień rozmawia z Tottenhamem i Chelsea od jakiegoś czasu. Można jednak przyjąć najnowszą deklarację FA jako potwierdzenie, że Wembley przyjmie nowych „gospodarzy”.