Warszawa: Derby bez oprawy? Kibice nie zostawiają suchej nitki na klubie

źródło: Zyleta.info; autor: michał

Warszawa: Derby bez oprawy? Kibice nie zostawiają suchej nitki na klubie W imię „bezpieczeństwa” odmawia się kibicom prawa do oprawy meczu derbowego, ale nie zabrania się jawnego łamania prawa wśród VIP-ów, na które policja macha ręką, łapiąc „przestępców” stojących na schodach. Tak w skrócie przedstawia się oświadczenie tzw. grup kibicowskich przed derbami Warszawy. W piśmie trudno wskazać kogokolwiek poza samymi kibicami, komu się nie obrywa…

Reklama

Opisując sytuację w telegraficznym skrócie, wystarczy powiedzieć, że Legia zabroniła własnym kibicom zaprezentowania oprawy meczowej w ramach starań o niepodpadnięcie policji, czekającej na najmniejsze naruszenia prawa. Ponieważ ostatnio trochę się w relacjach klubu z kibicami nazbierało, tzw. grupy kibicowskie wydały długie oświadczenie w tej sprawie:

"Po wypowiedziach uczestników niedawnego spotkania w sprawie bezpieczeństwa na naszym stadionie i przed meczem z klubem gościnnie rozgrywającym swoje mecze na stadionie miejskim przy ul. Konwiktorskiej 6 oraz wobec braku zgody klubu na prezentację przygotowanej na ten mecz oprawy nie zawierającej sektorówki, grupy kibicowskie Legii Warszawa zdecydowały się na komentarz do aktualnej sytuacji.

Przede wszystkim nie godzimy się na zakłamywanie rzeczywistości oraz stosowanie odpowiedzialności zbiorowej przez media, polityków i policję przy jednoczesnym nie tylko braku reakcji klubu na oczernianie kibiców, ale wręcz wzmacnianiu nieprawdziwych i negatywnych stereotypów przez osoby związane z właścicielem, czego najbardziej jaskrawym przykładem ostatnio było zachęcanie widzów TVN do oglądania meczu między pracownikami mediów a politykami słowami "nie ma tych ohydnych kibiców, którzy przekrzykują się w tych ohydnych hasłach" (Pani Bożena Walter w rozmowie z red. Andrzejem Sołtysikiem). Nikt nie udaje, że trybuny są pełnie aniołów, jednak jak wielokrotnie podkreślaliśmy, podejmowane działania nie mają związku z faktyczną sytuacją na stadionach. Jakoś, po kolejnych aferach, piłkarscy działacze, politycy, ludzie mediów, czy policjanci nawet nie myślą o stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej wobec samych siebie. W ogóle nie myślą o jakiejkolwiek własnej odpowiedzialności.

Przed falą represji wobec kibiców z całej Polski związanych z uczynieniem z nas „tematu zastępczego”, kolejnego po „dopalaczach”, sama policja chwaliła się statystykami, z których wynikało, że skala incydentów na stadionach i wokół nich z roku na rok maleje. Tymczasem w ślad za niektórymi mediami chcącymi uprawiać na trybunach inżynierię społeczną, wzięły się za to organy administracji państwowej różnych szczebli. Efektem jest najbardziej restrykcyjna ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych w Europie – chociaż dziwnym trafem „nie dotyczy” ona VIP-owskich lóż, gdzie można stojąc w przejściu/na miejscu innym niż zakupione, raczyć się mocnym alkoholem. Czyżby w myśl przysłowia „co wolno wojewodzie…”? W tym samym czasie „zwykli” kibice traktowani są jak bydło, niezależnie od tego, czy ktoś wypił pół litra... piwa, czy oranżady. Wejście na jedyną zapełniającą się legijną trybunę odbywa się w warunkach skandalicznych. Kibice, którzy finansują ten cały interes tylko z powodu przywiązania do klubu muszą doświadczać takich działań ze strony ludzi, dla których stadion wybudowany na terenie wskazanym rozkazem Marszałka Piłsudskiego to – po budowie nowego – trochę bardziej luksusowa ławka w parku z wiatą wybudowaną z publicznych pieniędzy. Takie miejsce, gdzie można wbrew ustawie napić się Martini i, jeszcze, zgodnie z aktualnym stanem prawnym – zapalić cygaro. W kontekście powyższej ustawy, warto dodać, że niektórzy działacze Ekstraklasy S.A. mamią kibiców rzekomą możliwością częściowej legalizacji rac... a kwestię tę bezwzględnie reguluje wspomniany akt prawny.

Każdy system ma swoich przodowników pracy. Z pewnością należy do nich importowany z Kielc stołeczny komendant policji. Po zabiciu atmosfery sportowego święta na stadionie Korony, by wykazać się przed przełożonymi, chce by również na Legii nie było niczego. Tymczasem to właśnie nasz klub miał najwyższą frekwencję w poprzednim sezonie, mimo bardzo wysokich cen biletów. Jedyną trybuną, która zapełniała się niemal w całości była zaś Żyleta – pojemność ok. 7000 miejsc. Przekłada się to na wpływy z biletów i od sponsorów przyciąganych niepowtarzalną atmosferą naszego stadionu, dając zysk, przy którym tak podkreślane przez klub sumy kar za spontaniczne zachowania kibiców są mikroskopijne.

Rekordowa liczba wyrobionych kart kibica – wielki potencjał, wciąż niewykorzystany. Mimo to na stadionie licznie się stawiają całe rodziny. Żyleta nadaje ton i wszyscy się bawią jak chcą. Dla tej atmosfery na ulicę Łazienkowską spływają tłumy, czego dowodem jest bardzo słaba frekwencja na wystawionej na naszym stadionie komedii w postaci „meczu o superpuchar”, po zapowiedzi, że ruch kibicowski na Legii nie będzie na tej imprezie aktywny w żadnej postaci. I właśnie to miejsce wspaniałej zabawy politycy wykorzystując urzędników administracji państwowej chcą zamknąć z coraz bardziej niezrozumiałych powodów, by potem „zapraszać do rozmów” przedstawicieli ludzi, m.in., tam zasiadających. O czym? A to tylko jeden z wielu abstrakcyjnych pomysłów, nie tylko przedstawicieli władz.

Po wypowiedzi prezesa Zygo wielu kibiców przychodzi do nas z pytaniem, dlaczego nie rozpoczniemy totalnego bojkotu, skoro mielibyśmy finansować budowę komisariatu na naszym własnym stadionie. Zwłaszcza po ostatnich manewrach policji w Białymstoku, gdy ćwiczono łapanie kibiców w siatkę identyczną, jakie stosuje się wobec dzikich zwierząt w Afryce. Nie znamy stanowiska klubu wobec takich metod, jednak ostatnie wypowiedzi prezesa budzą obawy. A jak przedstawiciele władz zarządzą odstrzał z łuków albo sztucerów?

Tymczasem odpowiedź na pytania kibiców jest prosta i sprowadza się do słowa "nasz". To MY tu byliśmy, jesteśmy i będziemy. I będziemy dopingować piłkarzy naszego klubu i się bawić tak, jak przez lata, gdy kibicowską markę Legii tworzyły kolejne pokolenia. W rodzinnej atmosferze, dla której kolejni rodzice przyprowadzają na Łazienkowską swoje dzieci. Pełni hipokryzji inicjatorzy represji jak przyszli, tak odejdą. My zostaniemy. Jak zwykle. Bo Legia to MY. Jedno Miasto jeden Klub."

Reklama