Komentarz eksperta: „Bezpieczeństwa nie osiąga się bez kosztów”

źródło: własne; autor: michał

Komentarz eksperta: „Bezpieczeństwa nie osiąga się bez kosztów” „Elementarne zasady dynamiki społecznej każą się spodziewać, że uniemożliwienie uczestnictwa w imprezie sportowej doprowadzi do większych reperkusji niż dopuszczenie. Tak to po prostu działa. Wywoła się w ten sposób zbędną agresję” – komentuje dla Stadiony.net prof. Tomasz Szlendak.

Reklama

W sprawie Gliwic nie jesteśmy bezstronni i nie będziemy tego ukrywać. Nie bronimy chuliganów, bo jesteśmy kibicami "łagodnymi" i nie akceptujemy przemocy. Ale jesteśmy przede wszystkim kibicami, dlatego postanowiliśmy oddać głos komuś, kto kibicem nie jest. Za to wiedzę ma obszerną, ponieważ ostatnie lata poświęcił analizowaniu kibiców, stadionów i przemian w futbolu w Polsce i Europie. Zapraszamy do zapoznania się z oceną prof. Tomasza Szlendaka z UMK w Toruniu na temat prewencyjnego zamykania sektorów gości przed kibicami.

Próby służb porządkowych mające na celu ograniczenie łamania prawa są oczywiście ważne i należy je docenić, jednak w tym wypadku robi się to bez znajomości nowych sposobów regulacji zachowań kibiców. Nowe stadiony i nowe sposoby zarządzenia tłumem na tych stadionach odbiegają od polskich przyzwyczajeń i standardów służb porządkowych, które są sprzed „epoki Euro”. Służby porządkowe w Polsce mają wypracowane przez lata, ale po prostu nieadekwatne do dzisiejszych warunków przyzwyczajenia i nawyki związane z obsługą wydarzeń piłkarskich. Mają nawyki rodem z innej, przed-komercyjnej epoki, kiedy to kibiców „żywiołowych” ze stadionów się po prostu próbowało rugować, usuwać. Dzisiaj natomiast architekci i operatorzy stadionów włączają ich w stadionowe działania pod hasłem przywracania ich przestrzeni publicznej. To się udaje tylko pod warunkiem nietraktowania kibiców jako potencjalnych przestępców.

Jak to się konkretnie robi? Architektura stadionów lat 70-tych, 80-tych, a nawet 90-tych XX wieku pobudzała ludzi do agresji: ciasne przejścia, brudne trybuny powodowały odruch obawy. Wszelkie próby stłoczenia, niedopuszczenia, ogradzania ludzi powodują reakcje agresywne. Dzisiaj następuje zmiana panowania nad tłumem kibiców choćby za pomocą odpowiedniego zaplanowania infrastruktury: na „żylecie” Legii (stadion Pepsi Arena przygotowany przez Zbigniewa Pszczulnego i Mariusza Rutza) żadna z toalet nie jest zdemolowana, żadne szklane drzwi nie są zniszczone. Drzwi ze szkła traktowane są tu zresztą jako bodziec edukacyjny – tego rodzaju elementy na nowych stadionach odwodzą ludzi od zachowań agresywnych i pełnią funkcję edukacyjną.

Trzeba się po prostu pogodzić z tym, że piłka nożna nie przyciąga wyłącznie kibiców o arystokratycznych manierach. To był, jest i w dużej mierze pozostanie sport dla klasy ludowej. Jak mówią architekci nowych stadionów, mecz piłkarski nigdy nie będzie turniejem na Wimbledonie. O wzrost tolerancji wśród kibiców trzeba powalczyć specjalnymi metodami. Samo się nie dokona, nie można czekać aż kibice się sami zmienią, a dopóki tego nie zrobią, to nie wpuścimy ich na stadion. Zamiast zatem ich „wychowawczo odsuwać” od uczestnictwa w widowiskach, trzeba im raczej pomóc w realizacji ich stadionowych zadań. W wypadku Pepsi Areny były to np. konsultacje, jak wnosić, jak wynosić i gdzie przechowywać na stadionie sektorówki. W Niemczech projektuje się tak trybuny, żeby 10 tysięcy osób mogło po nich swobodnie, przy zachowaniu elementarnego bezpieczeństwa, skakać.

Jednocześnie stadiony oraz imprezy sportowe są projektowane tak, aby przyciągnąć jak największą rzeszę kibiców „nieżywiołowych” - rodzin z dziećmi, kobiet. Wszyscy oni mają swoje miejsca na nowych stadionach, odseparowane od tych, którzy chcą dopingować „żywiołowo”. I to się świetnie sprawdza, np. w Warszawie na Łazienkowskiej. Nigdy jednak na stadionie nie będzie kibiców jednego typu, np. tych pożądanych przez służby porządkowe. To jest przestrzeń publiczna, do której prawa powinien mieć każdy. Trzeba tylko tą przestrzenią umiejętnie zarządzać i w Europie robi się to już ze znakomitymi skutkami.

Doświadczenie nowych stadionów szwedzkich, angielskich, niemieckich, a nawet polskich  pokazują, że nic nie jest w trakcie odpowiednio skonstruowanych i zabezpieczonych imprez sportowych zniszczone, nikt nie cierpi, nikt nie jest ranny. Ranni pojawiają się wtedy, kiedy prewencja polega na agresji skierowanej w stronę całych grup, a nie jednostek, które powodują kłopoty. Włączanie kibiców w działania stadionowe przez właścicieli i służby porządkowe zazwyczaj blokuje ich agresję. Dodatkowo tę agresję ograniczają tricki, takie jak posługiwanie się w ramach działań stadionowych kobietami pilnującymi porządku (tak jest w Anglii czy w Szwecji). Jeśli postawimy przed „żywiołowymi” kibicami uzbrojonych ochroniarzy zamiast nieuzbrojonych, sympatycznych kobiet, raczej wiadomo co się stanie...

Wykluczanie jest – niestety – aktem agresji, który spowoduje reakcję w postaci agresji zwrotnej. To jest po prostu uniemożliwianie dostępu do dobra społecznie cennego dla jakiejś grupy. To mniej więcej tak, przy zachowaniu rzecz jasna odpowiednich proporcji i wiedzy o składzie osobowym grup kibicowskich, jakby osobom bardzo lubiącym spędzać czas na zakupach zamknąć drzwi do galerii handlowych albo miłośnikom rajdów samochodowych odmówić ich kontrolowanej organizacji.

Oczywiście kibice będą w trakcie meczu skakać, wydzierać się wniebogłosy, używać słów powszechnie uważanych za obelżywe, ale przy zachowaniu nowych sposobów regulacji zachowań kibicowskich – raczej nie dojdzie do aktów agresji czy ataków. Kluczowe są tu: 1. separacja przestrzenna grup przeciwnych w ramach przestrzeni obiektu sportowego, 2. łagodzenie napięć działaniami psychologicznymi oraz 3. odpowiednia infrastruktura stadionowa (na stadionach do tego nieprzygotowanych nie powinno się w ogóle dziś rozgrywać meczów – vide kazus Bydgoszczy). Te trzy elementy powinny w zdecydowanej większości wypadków załatwić sprawę.

To są oczywiście działania kosztowne, ekonomicznie i czasowo, zatem trudniej je wdrożyć od znacznie mniej kosztownych zakazów. Takie zakazy jednak mogą się później odbić w postaci wysokich kosztów ekonomicznych czy zdrowotnych. Dlaczego? Otóż elementarne zasady dynamiki społecznej każą się spodziewać, że uniemożliwienie uczestnictwa w imprezie sportowej doprowadzi do większych reperkusji niż dopuszczenie. Tak to po prostu działa. Wywoła się w ten sposób zbędną agresję. Gdzieś będą musieli kibice „żywiołowi” rozładować frustrację, której rezultaty – zgodnie z prawami wymiany społecznej – będą dla nich niewspółmiernie cenne. Mówiąc po ludzku, odsunięci od żywiołowego dopingu własnej drużynie na stadionie, zbroją coś w przestrzeni pozastadionowej, co będzie im się do tego bardzo podobać.

Potrzebne są zatem, moim zdaniem, szkolenia z udziałem projektantów nowych stadionów, kompetentnych psychologów i policji, żeby usprawnić prace służb porządkowych i nie powodować niepotrzebnej eskalacji napięć decyzjami nieco z innej epoki. Jeśli myśli się poważnie o bezpieczeństwie, nie można też działać bezkosztowo.

Prof. Tomasz Szlendak - kierownik projektu „Kibice industrialni i kibice konsumenci. Od ideologii dla pracujących mas do supermarketyzacji widowisk sportowych”, kierownik Zakładu Badań Kultury w Instytucie Socjologii Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.

Reklama