Komentarz: O zamykaniu stadionów „na wojewodę”

źródło: własne; autor: michał

Scenariusz identyczny jak przed rokiem. Z najbardziej banalnym, ogólnym i abstrakcyjnym uzasadnieniem wojewoda zamyka trybuny. Oficjalnie dla bezpieczeństwa. Nieoficjalnie: bo tak jest wygodnie, a lud to kupi.

Reklama

Kiedy w zeszłym roku premier Tusk wprowadził do kompetencji wojewodów zamykanie stadionów, wiadomo było, że ta decyzja z bezpieczeństwem ma niewiele wspólnego. Wojewodowie nie są w żadnym razie instancją, której zadaniem jest analiza kwestii bezpieczeństwa na meczach. Za to są organem bezpośrednio podporządkowanym rządzącym, w przeciwieństwie do prezydentów miast. A prezydenci, całkiem słusznie, działali czasem na przekór uwagom policji, bo wiedzieli, że odwołanie imprezy może spowodować gorsze skutki niż jej przeprowadzenie.

Teraz policjanci mogą skutecznie zablokować lub zmienić scenariusz każdej imprezy. Nie tylko wtedy, gdy istnieje realny problem, ale też wtedy, gdy np. nie chce im się lub nie umieją zapewnić bezpieczeństwa. Już nie można im zwrócić uwagi, że np. jeśli ich krótkofalówki nie działają w nieczynnej piwnicy stadionu, to może czas zmienić krótkofalówki, a nie zamykać stadion. Bo gdyby samorząd uznał ich zastrzeżenia za niezasadne, oni pójdą poskarżyć się do wojewody, a ten niczym dzielny szeryf stanie w obronie „porządku publicznego”, czyli w obronie interesów policji i notowań rządu.

Tak jak to zrobił teraz Jacek Kozłowski, wydając decyzję o zamknięciu sektora przyjezdnych przy Łazienkowskiej. W oświadczeniu czytamy: organizacja meczu z udziałem kibiców obu drużyn może realnie naruszyć porządek publiczny i stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa uczestników imprezy masowej. A więc, upraszczając, podczas meczu może dojść do incydentów. Czyli że w tłumie 30 tys. ludzi może się zdarzyć zachowanie niezgodne z prawem. Wow, jak oni do tego doszli?! Sęk w tym, że nie ma na świecie meczu, podczas którego nie może dojść do incydentów. W ogóle nie ma chyba zdarzenia, którego przebieg nie niesie potencjalnego zagrożenia.

Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że nic się nie stanie, chyba że z imprezy wyeliminujemy czynnik ludzki, czyli... widzów. Czy to nie wspaniałe uzasadnienie? Zawsze można go użyć, wystarczy przeformułować zdania, żeby nie wyglądało na „kopiuj + wklej” i od razu jest podkładka, że oto przyjdą na mecz ludzie, a zatem może być niebezpiecznie, trzeba działać! Przypomnijmy sobie, jak wojewoda mazowiecki uzasadniał zeszłoroczne zamknięcie Stadionu Wojska Polskiego: Kontrola policji wykazała, że stadion Legii nie spełnia gwarancji porządku i bezpieczeństwa. W polskim prawie nie ma czegoś takiego, jak gwarancja porządku i bezpieczeństwa, a rzeczony stadion nosił wtedy miano najbezpieczniejszego w Polsce. Nie spełnia gwarancji porządku i bezpieczeństwa, czyli jeśli wpuścimy na niego ludzi, to nie możemy ręczyć za zachowanie każdego z osobna. Tak samo jak pozwalając ludziom prowadzić samochody, robić zakupy czy w ogóle dając jakąkolwiek swobodę obywatelowi.

Stadion Wojska Polskiego Na zdjęciu stadion przy Łazienkowskiej w konfiguracji "gwarantującej porządek". Czyli pusty. Fot: Legia.com

Stadion Wojska Polskiego jest jednym z najbezpieczniejszych, jeśli nie najbezpieczniejszym stadionem w Polsce. Zanim jeszcze człowiek na niego wejdzie, już jest identyfikowany przez kamery, a później przeszukiwany pod kątem potencjalnie niebezpiecznych narzędzi jak flaga czy szalik z brzydkim słowem, a następnie cały czas nagrywany, wliczając wypowiadane słowa. W centrum dowodzenia siedzą klubowi i policyjni specjaliści ds. bezpieczeństwa, którzy czuwają nad przebiegiem imprezy i w razie problemów zajmują się identyfikacją sprawców i zażegnaniem kryzysu. Czy można dać lepszą „gwarancję porządku i bezpieczeństwa”? Na pewno daje ją brak meczu na stadionie lub – w przypadku wyjazdu poznaniaków – brak przyjezdnych.

Jest zadziwiające, że ze swojej nowej kompetencji wojewoda skorzystał dotąd tylko dwa razy w Warszawie i kolejne dwa w Radomiu. Choć jego uzasadnienie dla zamykania trybun można z powodzeniem odnieść do każdej imprezy masowej, on przypomina sobie o surrealistycznych sprawach pokroju „gwarancji porządku i bezpieczeństwa” tylko wtedy, gdy może to służyć celom policji (której nie chce się lub nie umie zabezpieczyć jednocześnie demonstracji i meczu) lub premiera (który w danej chwili musi uderzyć pięścią w stół i pokazać, że władza rządzi twardo, ale dla naszego dobra).

O tym, czy wojewoda dał gwarancję porządku i bezpieczeństwa mieszkańcom Warszawy, przekonamy się w sobotę, kiedy na Łazienkowskiej pojawi się 1548 osób z Poznania i nie będzie można ich umieścić w jedynym przygotowanym do tego celu miejscu – w sektorze przyjezdnych.

Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: michal@stadiony.net.

Reklama