Komentarz: Gdyby organizatorom chciało się tak, jak kibicom...

źródło: własne; autor: michał

Jest 6 rano, a na Stadionie Narodowym nieprzerwanie od kilkunastu godzin trwa poprawianie murawy. Jak to? Przecież Narodowe Centrum Sportu z dumą ogłosiło, że instalacja boiska zakończyła się wczoraj o 16:30. No ale według Narodowego Centrum Sportu stadion został ukończony w grudniu…

Reklama

Superpucharu nie ma, bo organizatorzy mieli za dużo problemów związanych z przygotowaniem Stadionu Narodowego i Warszawy. Na kilka miesięcy przed Euro 2012 okazuje się, że największe polskie miasto i największy, najdroższy i najnowocześniejszy polski stadion nie są gotowe przyjąć raptem 9 tys. przyjezdnych i 18 tys. miejscowych kibiców. A minister Mucha w tym czasie martwi się, że to może zaszkodzić wizerunkowi stadionu, który przecież jest „jednym z najpiękniejszych w Europie”. Jakby tym powinna sobie w takiej chwili zawracać głowę…

Narodowe Centrum Sportu dba (tylko) o swój wizerunek

Na tyle dobrze, że większość mediów bez zająknięcia cytuje zapewnienia, że Stadion Narodowy jest już gotowy. Właściwie gotowy według Narodowego Centrum Sportu jest już od grudnia. To nic, że na boisku lał się beton, prezes Rafał Kapler zapewniał, że już jest pozwolenie na użytkowanie. Co prawda pozwolenie wyłączające z użytku najważniejszy element areny, czyli boisko, ale hasło brzmi dobrze. A sprzedało się jeszcze lepiej.

Wczoraj po południu prezes NCS zapewniał, że Narodowy ma już wszystkie pozwolenia i pozytywne opinie. To ciekawe, bo jak może mieć wszystkie pozytywne opinie, kiedy układanie trawy oficjalnie skończyło się chwilę przed słowami prezesa i nikt odpowiedzialny za sobotnią imprezę nie zweryfikował jakości boiska? Mało tego, jest 6 rano, a ułożona w pośpiechu murawa przez całą noc była poprawiana.

Prezes Kapler w czwartek grzał się w świetle reflektorów, pilnując by media nie zapomniały napisać, że „zainstalowano już nawet bramki” (za PAP). Jakie „zainstalowano”? Bramki zostały postawione na chwilę, żeby zrobić dobre wrażenie na gościach. Po wizycie mediów pracownicy przenieśli je z powrotem na bok i próbują ratować trawę, której żywot jest bardzo niepewny.

Narodowe Centrum Sportu świetnie dba o swój wizerunek. Szkoda, że nie dba tak samo o dotrzymywanie terminów, które samo podaje jako wiążące. Kiedy Superpuchar wywoływał kontrowersje, media regularnie dostawały od NCS komunikaty, których przekaz w skrócie sprowadzał się do „my jesteśmy gotowi, to nie nasza wina”. Gotowi? Praca na stadionie trwa całą dobę, a brakuje np. takich „szczegółów”, jak kabiny komentatorskie.

I, właściwie, o czym my rozmawiamy? O stadionie, który miał być gotowy w czerwcu 2011, a nie 2012. O stadionie, który już z uwzględnieniem opóźnień, według zapewnień premiera Tuska miał być wykończony w najdrobniejszych szczegółach do końca listopada 2011. O stadionie, którego imprezy otwarcia przekładano kilkakrotnie, a kiedy się odbyła, to tylko dzięki przymknięciu oka ze strony prawie wszystkich odpowiedzialnych za to władz. Jak to jest, że Narodowe Centrum Sportu chciało otwierać stadion w grudniu, po czym na otwarcie 2 miesiące później stadion wciąż nie jest gotowy? Postawa Narodowego Centrum Sportu to bezczelność wobec ludzi, którzy w ich zobowiązania wierzyli. Dziś z niezmiennym uśmiechem prezes NCS powie zapewne, że Stadion jest gotowy na przedmeczowy trening obu drużyn, tylko mecz mu odwołali. Oczywiście nie z jego winy…

Policja ma możliwości jak nigdy, pomysłu nie ma jak zwykle

Nowelizacja przepisów dotyczących bezpieczeństwa na stadionach dała policji wyjątkową, bardzo komfortową pozycję. Nie ma wątpliwości, że był to krok pod publikę, który miał pokazać silną rękę premiera Tuska. W końcu o tym, jak Margaret Thatcher wygrała z chuliganami, mówi się do dziś. To nic, że sama Thatcher czasem bardziej szkodziła walce niż pomagała, a dla Anglii wygrał tę bitwę kto inny.

W Polsce usłyszeliśmy od premiera, że policja wraca na stadiony i od teraz to już będzie porządek. Tylko jaki, skoro nigdzie w przepisach nie jest powiedziane, co właściwie ta policja ma na stadionach robić ani gdzie przebywać? Dlatego dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których policjanci podczas meczów się nudzą i zajmują np. upominaniem dzieci z balonikami, które świetnie się bawią, biegając po sektorze rodzinnym (tak było w Poznaniu). Albo wyłapują „chuliganów”, którzy następnie za użycie słowa „kurwa” na stadionie lądują w areszcie, dostają wyrok i mają plamę w życiorysie. Za coś, co normalny policjant (jak każdy obywatel) robi kilka razy dziennie, ten sam policjant może zrobić z kogoś bardzo użyteczną „statystykę” na froncie wojny z chuliganami. Minister powie, że mamy najwięcej zakazów stadionowych w Europie, a premier pokaże wykresy w kolejnej kampanii wyborczej. Bo więcej dobrego z takiej walki nie wyniknie.

Stadion Narodowy w Warszawie W czwartek policja prowadziła ćwiczenia na Narodowym. Zgaduję, że kluczowym zagadnieniem było wypracowanie skutecznych strategii niedopuszczania do organizacji meczów podwyższonego ryzyka. Fot: Polex

A teraz policja wchodzi na Stadion Narodowy i szuka, gdzie by tu się przyczepić. I znaleźli! Zeszli do podziemnego parkingu, na najniższe poziomy. Stwierdzili, że nie działa im tam łączność. Co jest zresztą winą tylko ich łączności. A kto wie, po co oni w ogóle mają tam być podczas meczu? Parking pod murawą zgodnie z wytycznymi UEFA nie może być używany podczas imprez i byłby tym samym nieczynny. Nikogo tam nie będzie, żadne zamieszki nie wybuchną. Więc po co, do diabła, oni tam muszą być? No, na pewno jest tam cieplej niż na zewnątrz, gdzie kazałyby im stać stare przepisy.

Gdyby po stronie policji była choć odrobina dobrej woli, to przenieśliby się tam, gdzie mają zasięg. Ale przecież mówimy o instytucji, która nie umie sobie wyobrazić, że kibice na mecz mogą przyjechać autobusami, a nie tylko pociągiem. O instytucji, dla której jednego dnia stadion jest bezpieczny, a drugiego jest placem budowy. O instytucji, która dopięła swego i nie dopuściła, by na Stadionie Narodowym grały polskie kluby. Bo przecież, cytując jednego z funkcjonariuszy, to stadion dobry na imprezy międzynarodowe, a nie na polską publiczność. Tak, policjanci dostali wraz z nowymi przepisami takie narzędzia, że teraz będą nas wszystkich uczyć, kto zasługuje na wstęp, a kto nie…

A może po prostu weźcie się do roboty?

Postawa i policji, i Narodowego Centrum Sportu, zamieniły organizację Superpucharu w groteskę. W tej szopce jedni udają, że wszystko jest gotowe, a drudzy na siłę szukają, co gotowe nie jest. Policjanci mówią, że dbają o nasze bezpieczeństwo. Narodowe Centrum Sportu mówi, że jest świetnie przygotowane. A może przestańcie mówić i zacznijcie to robić? Stadion Narodowy nie jest gotowy na 4 miesiące przed Euro 2012, stawiając Polskę nawet nie w jednym rzędzie, a za Republiką Południowej Afryki, z której światowe media śmiały się, że otwiera swoje stadiony na pół roku przed Mundialem. A Policja nie chce lub nie umie zająć się tym, do czego jest powołana. Podpowiedź: zabezpieczenie meczu nie jest równoznaczne z jego zablokowaniem.

W tym miejscu kilka słów o jedynych, których nikt w tej sprawie nie pytał. Mało tego, wielu zdawało się uważać ich za główny problem Superpucharu. Bo, z ręką na sercu, widzieliście, by dziennikarze interesowali się stanem przygotowań wśród kibiców albo w ogóle ich opinią na temat organizacji? A warto, bo jako jedyni zachowali się w tej farsie bez zarzutu. Mało kto zdaje sobie sprawę, że organizacją wyjazdu 9 tys. ludzi z Krakowa zajęła się ochotniczo grupa kilkunastu kibiców Wisły. Od tygodni poświęcali swój wolny czas, by wszystko było jak trzeba. Załatwili tyle pociągów, ile PKP było w stanie wcisnąć w magistralę, sami do wieczora zapisywali kibiców na listy, a potem po nocach te listy weryfikowali i przepisywali, żeby organizatorzy meczu mieli wszystko przygotowane profesjonalnie. Załatwili dla każdego uczestnika wyjazdu koszulkę i czapkę, nie mówiąc o cateringu – to wszystko obok pracy czy studiów. Bez zarzutu spisali się też kibice Legii, choć oni ze względu na bliskość Narodowego mieli dużo mniej pracy.

Kto by pomyślał, że jako jedyni do tego wielkiego meczu przygotują się ci, którym nikt za te przygotowania nie płaci, a którzy sami płacą, by znaleźć się na stadionie…

Tekst wyraża subiektywną opinię autora i nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, prześlij odpowiedź na adres: michal@stadiony.net.

Reklama