Frekwencja: Jesień Ekstraklasy 2011/12 – najciekawsze wydarzenia

źródło: własne; autor: jakub

Piłkarska jesień w Polsce już za nami. Z frekwencją było różnie: z jednej strony rekordy, z drugiej puste trybuny. Po raz pierwszy w Ekstraklasie połowa klubów zagrała na starych stadionach, a połowa na nowych. Przypomnijmy sobie, jak to wszystko wyglądało od początku.

Reklama

Wielkie premiery

Zacznijmy od tego, co było dobre. Niewątpliwie głównym wydarzeniem rundy było otwarcie dwóch aren na Euro 2012: w Gdańsku i we Wrocławiu. Pierwszy mecz na swoim stadionie z pewnością lepiej będzie wspominać Śląsk, który w obecności 40 tys. widzów (rekord naszej ligi) pokonał Lechię 1:0. Natomiast gdańszczanie, choć prowadzili z Cracovią, zdołali z nią tylko zremisować 1:1. Co ciekawe, premierowe trafienia nowych obiektów zaliczyli Holendrzy: Fred Benson (w zremisowanym 1:1 meczu Lechii z Cracovią) oraz Johan Voskamp (zwycięska bramka dla Śląska w meczu z Lechią). To może być dobry znak dla „Pomarańczowych” w kontekście przyszłorocznego turnieju. Mecz w Gdańsku obejrzało nieco ponad 34 tys. widzów. Do kompletu trochę zabrakło, przede wszystkim z powodu kłopotów z dystrybucją biletów, których nie udało się w porę wyeliminować. Mimo to atmosfera na tym spotkaniu była wręcz znakomita. Takich meczów chcielibyśmy oglądać jak najwięcej.

Stadion Miejski we Wrocławiu fot: Adam Szyszka

Nie inaczej było na otwarciu we Wrocławiu, gdzie na trybunach zasiadł komplet widzów. Choć i tu problemów nie zabrakło, to na szczęście zdążono sprzedać wszystkie wejściówki.

Kibice Lechii bez wątpienia nie zawiedli w tej rundzie, biorąc pod uwagę katastrofalną grę ich ulubieńców i niespotykaną nawet na skalę europejską nieskuteczność. (zaledwie 8 goli w 17 meczach). Cierpliwość fanów z Pomorza była mniejsza z każdym meczem, co skutkowało coraz niższą frekwencją, z wyjątkiem pojedynku z Lechem, który zgromadził 25 tys. widzów. Łącznie w dziewięciu meczach na PGE Arenie gdańszczanie zdobyli tylko 5 goli i odnieśli tylko dwa zwycięstwa.

PGE Arena Fot: Piotr Krajewski, a-pk.pl

Tym większy podziw należy się kibicom, którzy całą rundę wiernie wspierali swój zespół na trybunach bursztynowego olbrzyma. Średnia liczba widzów na meczu wynosiła ponad 18 tys. Nawet biorąc pod uwagę liczne grupy kibiców gości oraz fakt, że ten rezultat w dużej mierze został osiągnięty dzięki meczowi otwarcia, wynik i tak jest imponujący. Jeżeli na wiosnę Lechia odzyska zagubioną formę i znów będzie czarowała efektowną i, przede wszystkim, skuteczną grą, kibice mogą jeszcze liczniej odwiedzać gdański obiekt.

Frekwencja na plus

Brawa należą się również kibicom Cracovii. Choć ich klub trzeci rok z rządu bije się o utrzymanie, licznie pojawiali się na stadionie przy ulicy Kałuży (średnia 9,2 tys. na mecz).

Stadion Cracovii Fot: Łukasz Libuszewski

Fenomenalnie spisali się także wrocławianie, którzy tłumnie chodzili jeszcze na stary obiekt przy oporowskiej, a w dwóch meczach rozgrywanych już na 42-tysięcznej arenie stawili się w komplecie. To pozwoliło zająć Śląskowi trzecią lokatę wśród drużyn gromadzących największą publikę. Prawdziwym testem dla wrocławskich kibiców będzie dopiero runda wiosenna, kiedy minie już ekscytacja nowym stadionem. Jednak dobra gra lidera rozgrywek, ciekawa kampania marketingowa i atrakcyjne ceny biletów, które zostały obniżone w stosunku do tych na stary stadion, pozwalają mieć nadzieję, że frekwencja we Wrocławiu nie zawiedzie także w przyszłym roku.

Najliczniej odwiedzanym stadionem w naszej Ekstraklasie był obiekt warszawskiej Legii, na który przychodziło średnio ponad 19 tys. fanów. Z jednej strony dużo, bo to przecież najlepszy wynik w lidze. Jednak z drugiej strony, biorąc pod uwagę popularność klubu i świetną grę podopiecznych Macieja Skorży – nie tak wiele. Ani razu nie udało się zgromadzić kompletu publiczności na meczu ligowym. Tutaj odpowiedzialność trzeba zrzucić na ceny biletów, które wydają się być mimo wszystko za wysokie dla większości kibiców. Gdyby nie to, Łazienkowska wypełniała by się jeszcze szczelniej.

Frekwencja na minus

Z tego samego powodu katastrofalną frekwencję osiągnął na półmetku sezonu Lech Poznań. Do drogich biletów doszła słaba gra „Kolejorza” i konflikt z trenerem Bakero, który ma bardzo wielu przeciwników wśród kibiców (na jednym z meczów machano mu nawet białymi chusteczkami).

W dodatku, przez większą część rundy trwał protest kibiców Kolejorza, skierowany przeciwko działaniom rządu i policji. Z tego powodu fani nie prowadzili dopingu, nie przygotowywali opraw i nie nosili barw klubowych, zastępując je czarnymi koszulkami. Jedynie mecz z warszawską Legią przyciągnął na trybuny przy Bułgarskiej ponad 33 tys. widzów (nawiasem mówiąc, to był chyba najciekawszy mecz tej rundy). Mecz z ŁKS oglądało zaledwie 8 tys. widzów. To mniej niż liczba sprzedanych przed sezonem karnetów! Średnia  kibiców na meczu w Poznaniu wyniosła niespełna 14 tys. kibiców. A przecież zeszłej jesieni Lech ogrywał u siebie Manchester City i eliminował Juventus przy ogłuszającym dopingu 42-tysięcznej widowni...

Nie najlepiej było też w Kielcach, gdzie kibice zapełniali średnio co drugie krzesełko na meczu. Mimo dobrej gry „Złocisto-Krwistych”, tłumów chętnych do oglądania drużyny nie było – w dużej mierze z powodu nadgorliwej ochrony, która robiła wszystko, by kibice wychodzili z meczu jak najmniej zadowoleni.

Niewiele dobrego można powiedzieć też o frekwencji na Reymonta. Kibice Wisły (bądź co bądź aktualnego mistrza kraju) ani razu nie pojawili się na stadionie w komplecie. Mało tego, problem był nawet z wypełnieniem trybun do połowy! Z pewnością działacze Białej Gwiazdy będą mieli o czym myśleć w przerwie zimowej.

Stadion w Bełchatowie Fot: GKSBełchatów.pl

Dramatycznie pusto było też w Bełchatowie, gdzie wicemistrz Polski sprzed pięciu lat był w stanie przyciągać zaledwie 2 tys. kibiców na mecz. Spora część klubów I ligi notowało wyższą frekwencję w tej rundzie, a i na niższych szczeblach zdarzają się mecze z większą publiką. To z pewnością duży problem dla Brunatnych, którzy bez wsparcia kibiców radzą sobie w tym sezonie bardzo słabo, zajmując dopiero 13. pozycję w tabeli.

Dwie stadionowe ligi

W tej rundzie doszło do zjawiska podziału klubów na dwie idealnie równe części: tej z nowoczesnymi stadionami i tej, która wciąż męczy się na starych obiektach (choć ich liczba będzie na szczęście systematycznie malała w kolejnych latach). „Ósemka” z nowoczesną infrastrukturą mierzyła się z problemem przyciągnięcia na stadiony zupełnie nowych kibiców – i niestety w ujęciu ogólnym nie podołała zadaniu. Zapomniano chyba, że dla wielu osób pójście na mecz to taka sama rozrywka, jak choćby wizyta w kinie. Przeciętny człowiek raczej nie wybierze spędzenia popołudnia na stadionie, skoro wiąże się to z nieproporcjonalnie dużymi kosztami. Nie zaszkodziłaby też na pewno dobra reklama, bo po prostu nie każdemu przychodzi do głowy, by wybrać się na mecz, skoro nie ma takiego nawyku. Oby działacze polskich klubów zrozumieli, że pełne trybuny to korzyść nie tylko dla piłkarzy, ale też dla klubu – zachęcenie, choćby na początku, niskimi cenami biletów, na pewno wyjdzie na dobre każdemu i wszyscy będziemy mogli cieszyć się coraz wyższym poziomem Ekstraklasy.

Reklama