Bezpieczeństwo: Zakaz wyjazdowy, czyli prowokowanie losu

źródło: własne; autor: michał

Władze Polski zamiast korzystać z dobrych wzorców stosują populistyczne kroki, które w dodatku rodzą dodatkowe zagrożenie. W Anglii, na którą lubią powoływać się politycy, uznano zakaz udziału w meczach wyjazdowych za bardzo niebezpieczny i prowadzący do chaosu. Dlaczego więc wprowadzamy go w Polsce?

Reklama

W ramach przypomnienia: wczoraj policja zasugerowała, by do końca sezonu mecze ligowe odbywały się bez zorganizowanych grup kibiców przyjezdnych. PZPN i Ekstraklasa S.A. przychyliły się do sugestii, a dodatkowo ten pierwszy zakazał uczestnictwa kibiców gości we WSZYSTKICH meczach wyjazdowych Legii i Lecha w Pucharze Polski za rok. W ramach protestu Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców zapowiedział brak dopingu na meczach.

Jakie unormowanie?

Komendant Główny Andrzej Matejuk zapowiedział, że zakaz uczestnictwa zorganizowanych grup wyjazdowych w meczach to środek tymczasowy, do czasu unormowania sytuacji. Trudno interpretować, co znaczy unormowanie sytuacji, skoro od kilku lat liczba incydentów zdecydowanie spada (czyt. normalizacja właśnie ma miejsce), a ten z Bydgoszczy jest nieporównywalnie mniejszy od groteskowych scen z lat 90. czy nawet połowy obecnej dekady.

Jest na tyle mały, że powinien zakończyć się sprawną identyfikacją bandytów, szybkim osądzeniem i niezakłóconymi rozgrywkami do końca sezonu. Instrumenty ku temu są – mamy szybkie sądy, mecz odbywał się na wyremontowanym stadionie, spełniającym normy FIFA, z monitoringiem i licznymi siłami ochrony. Fakt, że dotąd zatrzymano tylko 48 osób, z których nie wszystkim postawiono zarzuty, a wśród których znalazł się akredytowany na mecz fotoreporter przebywający na murawie legalnie, nie poprawia wizerunku całej akcji.

Może więc „unormowanie sytuacji” oznacza, że zakaz wyjazdowy potrwa tak długo, aż polskie władze nauczą się korzystać z narzędzi, jakie daje im prawo przez nie ustanowione? Oby nie, bo nic nie zwiastuje rychłej poprawy. Przecież to policja chciała wprowadzenia wielu restrykcyjnych przepisów nowej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, z których egzekwowaniem dziś są problemy, choć przepisy mają już 2 lata!

Martwy zakaz

A problemów może być więcej właśnie przez decyzję opartą na prośbie policji. Mamy bowiem sytuację, w której sektory gości są zamknięte, ale kibicom nie można zabronić podróżowania po kraju – to godziłoby w podstawowe prawa obywatela. Jak słusznie zauważa TVN24.pl, fani piłkarscy mogą i będą jeździć na wyjazdy mimo zakazu, a jedynie nie w zorganizowanych grupach.

W efekcie będą kupowali bilety na miejsca przeznaczone dla gospodarzy, a mieszanie kibiców dwóch przeciwnych drużyn w jednym miejscu to niemałe ryzyko. Policja nie pozbędzie się więc problemu podróży kibiców po kraju, a może dodatkowo mieć trudności z zabezpieczeniem meczów, w których nie wiadomo kto jest miejscowy, a kto przyjezdny. Rozwiązaniem cząstkowym jest rozstawienie policji na rogatkach miasta i kontrole samochodów na podstawie numeru rejestracyjnego.

Ale czy taka bariera jest w jakikolwiek sposób lepsza od zorganizowanego wyjazdu? Tu należy się wyjaśnienie dla osób, które nie brały w podobnym wyjeździe zorganizowanym udziału. Kontrola na takim meczu zaczyna się długo przed nim, jeszcze w mieście, z którego wyjeżdżają kibice. Najpierw trzeba kupić bilet, który sprzedawany jest wyłącznie imiennie, na konkretną osobę (pierwszy stopień identyfikacji). Lista uczestników, tzw. lista wyjazdowa, jest przekazywana klubowi, który przyjmie przyjezdnych. Często przed autobusami/pociągami stoją policjanci, którzy przeszukują kibiców i/lub nagrywają każdego z osobna wraz z dowodem tożsamości (drugi stopień). Później ponowne przeszukanie już pod bramami stadionu, okazanie biletu i zgodność z listą wyjazdową (trzeci stopień kontroli). To złożona procedura wielostopniowej kontroli, która często nie wygląda tak idealnie jak przedstawiona powyżej, ale na pewno jest doskonalsza od puszczenia kibiców samopas na sektory gospodarzy. Tzw. „klatki” dla gości mają przecież dodatkowy monitoring, osobną infrastrukturę i zwykle wysokie ogrodzenie.

W końcu sektory gości nie powstały przypadkiem. Oficjalne zorganizowane wyjazdy też nie. Sektor gości jest po to, żeby nie dochodziło do bezpośredniej konfrontacji w wymieszanej pod względem barw klubowych widowni. Zorganizowane wyjazdy, a wraz z nimi „listy wyjazdowe”, to też środek mający na celu identyfikację kibiców i zapewnienie bezpieczeństwa. Oczywiście nie jest to środek idealny, bo wprowadzenie podziału na kibiców gospodarzy i gości zamiast jednej, bardziej nieokreślonej widowni, automatycznie buduje podział „my-oni”. Ale dość wymądrzania się, znacznie lepiej robi to lord Peter Taylor, wybitny angielski sędzia, autor jednego z najbardziej kompletnych dokumentów w historii bezpieczeństwa na stadionach.

Jeśli jeszcze go nie kojarzycie, to właśnie on prowadził śledztwo po katastrofie na Hillsborough i w raporcie, zwanym dziś Raportem Taylora, zawarł wiele cennych uwag na temat najlepszych możliwych środków bezpieczeństwa. Zakazu wyjazdowego na tej liście nie ma. Przeciwnie, jest w dokumencie uznany za niebezpieczny i w praktyce niewykonalny. Wprowadzono go w jednym klubie – w Luton Town w 1985 roku. Jednak tam było to możliwe w praktyce (klub stosunkowo odizolowany, możliwa kontrola pochodzenia, itd.), za to w skali kraju – nie. Według Taylora zamknięcie sektorów gości może wprowadzać na stadiony jeszcze większe zagrożenie, niż ich otwarcie. Poniżej tłumaczenie fragmentu tego obszernego dokumentu:

„Wykluczenie wszystkich kibiców przyjezdnych byłoby krokiem drakońskim. Zmniejszyłoby o połowę liczbę meczów, na które ludzie mogą chodzić. Zmniejszyłoby znacząco wpływy klubów i pozbawiło futbol atmosfery zdrowej rywalizacji, której – według niektórych – nie ma już w Luton. Ale być może najważniejszą konkluzją jest ta, że byłoby to niepraktyczne i przyniosłoby odwrotny skutek od oczekiwanego w walce z chuligaństwem.

Wykluczenie kibiców przyjezdnych w Luton to jedno. Ci wykluczeni mogą pojechać na każdy inny mecz poza tym w Luton. Ale wykluczenie wszystkich kibiców ze wszystkich meczów wyjazdowych – zwłaszcza lokalnych derbów lub meczów w wielkich miastach – może prowadzić do poważnego zakłócenia ładu i porządku. Jeśli kibice Manchesteru City nie będą mogli wejść na Old Trafford, a fani Chelsea nie pójdą za swoim klubem na Highbury czy do sąsiadów z Queens Park Rangers, mogą się pojawić poważne kłopoty. Pojawiłyby się próby obejścia zakazu i wejścia na stadion pomimo niego. Mogą być zamieszki pod stadionami, bo trudno oczekiwać, by co bardziej zagorzali fani oraz chuligani siedzieli w tym czasie spokojnie w domu.”

W związku z tym, że Raport ma już ponad 20 lat, wiedza ta jest – a przynajmniej być powinna – stosunkowo powszechna. Pojawia się pytanie: Czy polskie władze zastosowały zakaz wyjazdowy nieświadome jego możliwych negatywnych konsekwencji? Wtedy świadczyłoby to, że za bezpieczeństwo na stadionach odpowiedzialni są niewłaściwi ludzie. Jest też druga możliwość. Jeśli władze zdają sobie sprawę, że zakazy wyjazdowe są niemożliwe do wyegzekwowania i mogą prowadzić do incydentów, może to być próba wywoływania tychże dla uzasadnienia kolejnych restrykcji i podtrzymania żywotności tematu w dyskursie publicznym. Odpowiedź dadzą zapewne najbliższe tygodnie/miesiące.

Michał Karaś

W tekście wykorzystano fragment końcowego raportu lorda Taylora na temat katastrofy na Hillsborough ze stycznia 1990. Tekst ma charakter publicystyczny i wyraża subiektywną opinię autora. Nie musi być zbieżny z poglądami redakcji/wydawcy. Jeśli chcesz na niego odpowiedzieć lub chciałbyś napisać swój materiał, prześlij odpowiedź na adres: michal@stadiony.net.

Reklama