Bezpieczeństwo: Zakaz stadionowy za słowo na „k”

źródło: własne; autor: michał

I jeszcze parę innych, które padły przez megafon na stadionie przy Bogumińskiej. Policjanci i sędzia wykazali się nadzwyczajną skrupulatnością. Osoba prowadząca doping usłyszała wyrok dwóch lat zakazu stadionowego i wysokiej grzywny za irytację z powodu fatalnej gry swojego zespołu. Sprawdziliśmy - takich kar nie ma nawet w Anglii...

Reklama

W Wielką Sobotę piłkarze Odry Wodzisław walczyli z Kolejarzem Stróże. A że walka wyjątkowo im nie wychodziła, przegrali gładko 0:3 z drużyną z małopolskiej wsi. Niezadowolenie wśród ok. 1100 zgromadzonych widzów wydaje się zrozumiałe, bo zespół jest coraz bliżej spadku do drugiej ligi.

Nie wytrzymał też „młynowy” (osoba prowadząca doping – przyp. red.) Odry, który intonował okrzyki „Odra grać, k...a mać” oraz „walczyć, grać, zapier...lać”. A ponieważ przy słabej grze doping też nie był powalający, słowa na „k” kibic użył też w odniesieniu do ociągających się we wsparciu drużyny innych fanów.

Został zatrzymany, Wielkanoc spędził „na dołku”. Sąd ukarał go grzywną w wysokości 1600 zł (1860 z kosztami procesu) oraz dwuletnim zakazem wstępu na mecze Odry i Reprezentacji. Krzysztof Wrona, prezes Stowarzyszenia Sympatyków Odry Wodzisław przyznaje, że prowadzący doping użył słów wulgarnych. - Jednak słowa te nie były w żaden sposób obraźliwe względem nikogo. Miały jedynie zachęcić piłkarzy (którzy notabene zaprezentowali się tego dnia kompromitująco) do wzmożonego wysiłku, gdyż ich postawa na boisku tego dnia była, delikatnie mówiąc, mało ambitna – informuje Stadiony.net.

Ale prawo jest prawem – wynika z informacji Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu. 24-letni mieszkaniec Żor naruszył ład i porządek publiczny poprzez krzyki, używanie słów wulgarnych przez megafon i nawoływanie innych kibiców Odry do głośnego wykrzykiwania - czytamy na stronie Komendy.

Bez rzetelności

Co ciekawe, „młynowy” ma wyrok, choć nie złamał żadnego przepisu bardzo rygorystycznej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, która określa kary za wykroczenia na meczach. Jak powiedziała nam oficer prasowa Komendy, mł. asp. Marta Czajkowska, kibic został skazany na podstawie art. 51.1. Kodeksu wykroczeń. Przeciętnemu Polakowi numer mówi niewiele, więc dodajmy, że to artykuł znany przede wszystkim jako... zakłócanie ciszy nocnej. Mieści się w nim też szersze zakłócanie porządku i powodowanie zgorszenia.

Tyle że zakłócanie ciszy nocnej nie jest opisywane w mediach jako chuligaństwo i nie grozi niemal nigdy podobnymi konsekwencjami, tymczasem słowa wypowiedziane podczas sobotniego meczu jak najbardziej. Już na stronie Komendy ukarany kibic określany jest mianem „chuligana” i „pseudokibica” za użycie wyrazu na „k”. Lokalne media poszły znacznie dalej - „Nowiny Wodzisławskie” napisały, że „24-letni chuligan […] złamał przepisy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych”, co zgodnie z postanowieniem sądu nie jest prawdą. Co więcej, pojawiła się też informacja, że prowadzący doping nawoływał do... burd.

Dlatego SSOW napisało list otwarty do mediów, w którym prosi o obiektywizm. Fani nie bronią wypowiadania niecenzuralnych słów, ale karę uważają za nieadekwatną do skali wykroczenia. Członkowie SSOW proszą dziennikarzy o obiektywizm w opisywaniu takich spraw, bo tym drugim bardzo łatwo przychodzi wrzucanie kogoś do jednego worka z bandytami.

Podobne uogólnienia prowadzą do znacznego pogorszenia relacji między mediami a kibicami w ostatnim czasie. Wystarczy powiedzieć, że w minionych dwóch kolejkach na stadionach Ekstraklasy i części niższych lig zaroiło się haseł atakujących media i rząd. W Warszawie kilkanaście tysięcy ludzi pokazało żółtą kartkę „Gazecie Wyborczej”, a na Żylecie pojawiła się kartoniada z hasłem „Gówno Prawda” stylizowanym na logo GW. A to tylko jedna z wielu inicjatyw wymierzonych w „Gazetę” i TVN.

(niby)Wojna z chuligaństwem?

Część kibiców ma przeświadczenie, że walka z chuligaństwem jest wyolbrzymiana i urasta do rangi narodowej sprawy, m.in. po wybrykach z Kowna. Jednocześnie ma być zasłoną dymną w związku z niedociągnięciami przed Euro 2012. Na kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu stadionach w całym kraju pojawiło się hasło „Niespełnione rządu obietnice – temat zastępczy kibice”. W Poznaniu podczas transmitowanego w TVP meczu Lech – Legia fani gospodarzy podnieśli płótno z hasłem „Projekt Euro 2012. Stadiony – przepłacone. Autostrady – nie będzie. Dworce – przypudrowane. Lotniska – prowincjonalne. Zawodnicy – słabi. Temat zastępczy – kibice. Rząd – zadowolony!”.

Skąd taka wrogość wobec władz? Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców wyjaśnia w rozesłanej do mediów informacji prasowej. Jak piszą, wielu aktywnych kibiców (nie chuliganów) jest nachodzonych przez policję, która razem z sądami jest wyjątkowo surowa dla wszystkich łamiących przepisy. Osoby odpalające race są według relacji kibiców rozpoznawane po odciskach zostawionych na zgaszonych materiałach lub po śladach chemicznych na ubraniach. To rzadka w Polsce skrupulatność. W tę tendencję wpisuje się też kara za przeklinanie z Wodzisławia, która zresztą została zastosowana również wobec kibiców z Kielc.

- Zapewne jeszcze kilka tygodni temu (przed wydarzeniami z Kowna) tego typu zachowania na stadionie piłkarskim przeszłyby bez jakiejkolwiek reakcji ze strony służb porządkowych. W tym czasie nie zmieniło się polskie prawo, a jednak po otrzymaniu wytycznych "z góry" i przy "aptekarskim" egzekwowaniu przepisów prawa mamy do czynienia ze swoiście kuriozalnymi powodami nakładania zakazów stadionowych - twierdzi Krzysztof Wrona z SSOW. On również jest przekonany, że „walka z kibolami” ma charakter pokazowy.

Co ciekawe, statystyki mogą być odczytywane podobnie. W grudniu Adam Rapacki z MSWiA chwalił się, że w Polsce wydano już prawie 1800 zakazów stadionowych od czasu nowej ustawy z 2009 roku. Zaledwie dwa dni temu w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” stwierdził, że to za mało, a szczególnie kluby piłkarskie wydają zbyt mało tzw. zakazów klubowych (dotąd ok. 175). Zapowiedział, że przeciwko tym nakładającym najmniej kar będą toczone postępowania karne, by zmusić je do aktywności. W ciągu zaledwie dwóch lat zbliżyliśmy się do Niemiec i Anglii, gdzie kar zakazu wstępu na stadion jest ponad 3000, ale i liczba widzów jest kilkanaście razy wyższa.

Jednocześnie w tych statystykach zdaje się umykać jedno: za co zakazy są nakładane? Próbowaliśmy dowiedzieć się w Ministerstwie Sprawiedliwości oraz Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Okazuje się, że najzwyczajniej... nie wiadomo. Choć już w grudniu wiceminister Rapacki miał dane o prawie 1800 zakazach, do dziś Ministerstwo nie ma informacji o rodzajach przewinień. Nie możemy zatem ustalić, ilu wśród „statystycznych chuliganów” jest prawdziwych bandytów, a ile osób, które np. chciały wnieść piwo na stadion – o takich przypadkach słyszymy regularnie w różnych częściach kraju. Zresztą, jak na ironię, piwo ma być przecież legalne podczas Euro 2012, a dziś czyni z człowieka bandytę, nawet jeśli jeszcze nie wypił ani kropli.

Surowiej niż w Anglii

Polskie prawo, a przede wszystkim jego egzekucja, przerosły już brytyjskie pierwowzory. Mamy dłuższe kary zakazów stadionowych, a wypicie piwa urasta u nas do rangi przestępstwa, podczas gdy w Anglii jest legalne na stadionie i tolerowane w jego okolicach.

Również przypadek zakazu stadionowego za użycie wulgarnego słownictwa jest ewenementem. Skontaktowaliśmy się z brytyjską federacją kibiców FSF. Ta obywatelska inicjatywa m.in. pomaga kibicom, którzy nie są chuliganami, a zostali potraktowani jak bandyci. FSF współpracuje z organizacjami praw człowieka, które potwierdzają, że prawo często jest nadużywane wobec kibiców. Co ciekawe, w Anglii nawet organy kontrolujące działanie policji zwracają uwagę, że kibice często są obiektem nadużyć, bo... zwykle nie dochodzą swoich praw. Okazuje się, że mimo to dotychczas nie było tam ani jednego (!) przypadku kary podobnej do tej z Wodzisławia. Zagadnięty przez nas Ash Connor z narodowej rady FSF przyznał, że nigdy w życiu nie słyszał o czymś takim. W Wielkiej Brytanii karane są okrzyki rasistowskie czy dyskryminujące w inny sposób (np. homofobiczne), ale nie przekleństwa w ogóle. Szczególnie w kontekście znanym z Wodzisławia (nie jako wyzwisko pod adresem wroga, a efekt wzburzenia). Polscy fani z OZSK dokładają do tego też fakt selektywności w karaniu za wulgaryzmy. Karani są wyłącznie kibice, podczas gdy trenerzy, zawodnicy i inni uczestnicy imprez sportowych, których niecenzuralne wyrażenia doskonale znają telewidzowie, nie ponoszą najmniejszych konsekwencji - zwracają uwagę.

Komentarz Stadiony.net: Wodzisławską policję, prokuratora i sąd informujemy, że osoba prowadząca doping nie tylko może dopuszczać się „krzyków”, jest to wręcz jej głównym obowiązkiem. Trudno więc uznać, żeby sam fakt krzyczenia przez megafon miał być zakłóceniem porządku i ładu – częścią ładu na stadionie jest właśnie ten krzyk, koordynujący doping. A że padły w nim słowa wulgarne – na pewno nie powinny były paść. Na pewno „młynowy” nie ma powodów do dumy, ale naprawdę – jak wielką szkodą dla społeczeństwa jest wykrzyczenie w niezbyt cichym miejscu, jakim jest stadion, słowa „ku...wa”? Upomnienie, mandat, grzywna – rozumiemy. Ale jeśli zaczniemy nazywać chuliganami ludzi, którzy w swoim życiu krzyknęli w nerwach „ku...wa” w miejscu publicznym, to istnieje poważne ryzyko, że żyjemy w najbardziej chuligańskim kraju świata...

Reklama