Łódź: Stadionu Widzewa nie będzie?

źródło: Gazeta.pl; autor: michał

Klub ogłosił, że rezygnuje z planów budowy stadionu za własne pieniądze. Do końca marca czeka na decyzję miasta, w jaki sposób można sfinansować obiekt ze środków publicznych. Ile dobrej woli jest po obu stronach? - pyta „Gazeta Wyborcza”.

Reklama

Przypomnijmy – Widzew dał władzom samorządowym ultimatum z terminem do końca lutego i dwie możliwości. Pierwsza to przekazanie klubowi gruntów za symboliczny 1% wartości (czyli taniej o 30 mln zł) oraz rozbudowa infrastruktury drogowej wokół obiektu. W zamian klub miał wyłożyć pieniądze na nowy stadion z własnej kieszeni. Drugą opcją było samodzielne sfinansowanie przez Urząd Miasta budowy. Wkład Widzewa ograniczałby się wtedy wyłącznie do przekazania dokumentacji projektowej przygotowanej przez JSK Architekci za darmo.

To ultimatum Łódź otrzymała już 11. lutego, a niespełna tydzień później prezydent Hanna Zdanowska stwierdziła, że możliwa do realizacji jest tylko opcja... trzecia. Czyli partnerstwo publiczno-prywatne Widzewa z Łodzią. Tę opcję już wcześniej kategorycznie odrzucił prezes klubu, Marcin Animucki. Prezydent argumentowała swoje stanowisko dwoma faktami. Po pierwsze, Łódź samodzielnie nie postawi tak drogiego stadionu dla jednego z klubów. Po drugie, przekazanie klubowi gruntów z tak dużą bonifikatą byłoby w opinii urzędników niezgodne z prawem.

Prezes Animucki odbija piłeczkę. Twierdzi, że w przedstawionej w grudniu opinii prawnej miasta nie ma o tym mowy, a tryb PPP nie jest jedyną wskazaną opcją. - W opinii tej w ogóle nie pojawiła się kwestia partnerstwa publiczno-prywatnego jako warunku tej inwestycji, a teraz próbuje się wmówić opinii publicznej, że innej możliwości nie ma - mówi Animucki „Gazecie Wyborczej”. Te słowa wywołały z kolei reakcję prezydent Łodzi. - W piśmie podpisanym przez Jacka Turczaka, dyrektora Biura Prawnego UMŁ, na który powołuje się Marcin Animucki, nie ma ani słowa o tym, że miasto może przekazać nieruchomości z bonifikatą, jeśli na obiekcie znajdzie się część komercyjna. Dlatego uważam, że pan prezes Animucki z lektury pisma pana Turczaka wyciągnął błędne wnioski - twierdzi Hanna Zdanowska.

- Proszę pamiętać - muszę przestrzegać prawa, ale to nie znaczy, że wraz z panem Sylwestrem Cackiem nie dojdziemy do wspólnego stanowiska i ostatecznie stadion na Widzewie powstanie. Oczekuję, że druga strona będzie miała w tym względzie tyle samo determinacji i dobrej woli, ile mam ja i pracownicy podległego mi urzędu - wyjaśnia prezydent. Jednak klub nie zapowiada dalszych rozmów z miastem i daje urzędnikom czas do końca marca. Wtedy mają przedstawić swoją wizję finansowania nowego stadionu przy Piłsudskiego, bez udziału klubu.

Prezes Animucki twierdzi, że Widzew spełnił wszystkie stawiane przed nim wymogi, a miasto nie traktuje go jak poważnego partnera. Z kolei władze Łodzi deklarują, że chcą wesprzeć inwestycję i są otwarte na współpracę, ale tylko na swoich zasadach. Co z tego wynika dla kibiców? Na razie tyle, że projekt 30-tysięcznika jest nieaktualny. Według Szymona Bujalskiego z „Gazety Wyborczej” taka sytuacja może być na rękę... i Widzewowi, i Łodzi. Obie strony mogą bowiem obwiniać się nawzajem i oskarżać o fiasko wielkiej inwestycji, umywając jednocześnie ręce od niepowodzenia.

Reklama