Widzew: Prezydent nie zgodzi się na ultimatum

źródło: Gazeta.pl; autor: michał

Bardzo stanowczy był wydźwięk listu prezesa Marcina Animuckiego. Równie stanowczo prezydent Hanna Zdunowska odpowiada, że żadne z zaproponowanych rozwiązań nie ma racji bytu – informuje Gazeta.pl. Co dalej z Widzewem?

Reklama

Przypomnijmy, że w czwartek na stronach Widzewa ukazał się list przekazany przez prezesa Animuckiego urzędującej prezydent Hannie Zdanowskiej. Już o to prezydent Zdanowska ma żal. - Gdy prezes Animucki 7. lutego dostarczył mi list, spytałam się, czy będzie chciał go upowszechnić. Powiedział, że tak się nie stanie i czeka na moją odpowiedź. Czy w ten sposób postępują partnerzy w biznesie? - pyta prezydent, cytowana przez „Gazetę Wyborczą”.

W tej samej rozmowie Zdanowska stwierdza kategorycznie, że jedyną możliwością budowy stadionu jest partnerstwo publiczno-prywatne z klubem. To samo partnerstwo, które w swoim piśmie prezes Animucki wykluczył. - To jedyne wyjście, żebym mogła się pod tym podpisać i nie iść do prokuratury. Bo nie ma możliwości, żeby miasto na cele komercyjno-sportowe sprzedało grunt poza przetargiem z tak olbrzymią bonifikatą. Na to nie pozwala prawo - twierdzi i znów odbija piłeczkę do prezesa Widzewa. - Jest mi szalenie przykro, że prezes Animucki, który doskonale zna prawo, zabiega o rzeczy, które są nierealne do spełnienia.

Zdaniem magistratu, jeśli klub przyjmie ofertę, budowa stadionu będzie mogła rozpocząć się już za dziewięć miesięcy i nie będzie konieczne powoływanie specjalnej spółki. Co istotne, według obliczeń urzędników, koszty miasta przy realizacji inwestycji będą o wiele większe niż zapisane w budżecie 70 mln zł. Teraz suma ta ma wzrosnąć do 120 mln zł. - Deklaruję, że te pieniądze również się znajdą - obiecuje Zdanowska w rozmowie z „Gazetą”.

W wymianie argumentów obie strony deklarują pełne poparcie dla budowy stadionu i obie są gotowe do zainwestowania w to przedsięwzięcie środków, które z powodzeniem wystarczą do budowy nowego obiektu. Jednak Widzew i Miasto mają kompletnie rozbieżne wizje finansowania obiektu, a w dodatku uważają drugą stronę za niegodną zaufania. Jeśli żadna ze stron nie złagodzi swojego stanowiska, Łódź może na lata zapomnieć o dużym stadionie. A jeśli groźba z listu prezesa jest realna, być może również o samym klubie Widzew…

Reklama