Narodowy: Wyżej już nie będzie

źródło: PAP / własne; autor: michał

Iglica dziś osiągnęła najwyższy punkt. Napięte liny są teraz mocowane do pylonów. Następnie konstrukcja nieco opadnie, ale już dziś wygląda imponująco. Iglicę przy dobrej pogodzie widać nawet z wielu kilometrów.

Reklama

W czwartek iglica Stadionu Narodowego osiągnęła swój najwyższy punkt (jeśli jeszcze się uniesie, to minimalnie) – napięte stalowe liny miały być mocowane sworzniami do otworów w pylonach tworzących „koronę” nad trybunami. Później konstrukcja powinna minimalnie opaść. - Sama iglica jest w tej chwili w zasadzie na docelowej wysokości, ale jeszcze będzie troszkę podniesiona, a następnie, po końcowym naprężaniu, mocowaniu i połączeniu lin na szczytach pylonów, co potrwa najbliższe dni, lekko opuszczona - mówiła jeszcze podczas naciągania lin Daria Kulińska, rzeczniczka Narodowego Centrum Sportu.

Proces trwa od 15 grudnia. Teoretycznie mógłby przebiegać znacznie szybciej, bo siłowniki są w stanie przeciągnąć nawet kilka metrów na godzinę. Jednak z uwagi na precyzję trwającego procesu konieczne było zgranie wszystkich „wyciągarek”. Iglica przez cały proces miała być w pionie, dlatego nie mogło dojść do nierównomiernego działania którejś z maszyn. Dziś wierzchołek jest już na swej docelowej wysokości, wyraźnie górując nad stadionem. Dolna część iglicy wisi ok. 34 metry nad murawą.

Oczywiście to jeszcze nie koniec prac związanych z zadaszeniem, a jedynie najbardziej widowiskowej części tego procesu. Poza zakończeniem tzw. „big liftu” czeka jeszcze instalacja stałej i rozsuwanej części zadaszenia, garażu na tę drugą, telebimów czy sztucznego oświetlenia.

Reklama