Bielsko-Biała: Wybory zagrożą nowemu stadionowi?

źródło: Gazeta.pl; autor: michał

Według najpoważniejszej kontrkandydatki obecnego prezydenta Bielska-Białej, trzeba przemyśleć, czy stadion na pewno powinien powstać w obecnym miejscu – czytamy na Gazeta.pl. Gdyby jednak miał stanąć gdzie indziej, oznaczałoby to kolejne opóźnienia inwestycji.

Reklama

Kandydatka na stanowisko prezydenta Bielska-Białej Grażyna Staniszewska to najpoważniejszy kontrkandydat Jacka Krywulta do stanowiska prezydenta Bielska-Białej. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” twierdzi, że o budowie nowego stadionu trzeba poważnie porozmawiać. Poniżej najważniejsze wypowiedzi.

Piotr Płatek: Jeśli zostanie Pani prezydentem, to, co się wtedy stanie z budową nowego stadionu?

Grażyna Staniszewska: W Bielsku-Białej cały problem polega na tym, że z ludźmi się nie rozmawia, jest arogancja władzy. Podobnie ma się rzecz ze stadionem. Obecny obiekt przylega do wąskiej jezdni, zaraz za którą są bloki mieszkalne. Ludzie byli przekonani, że stadion zostanie w obecnym kształcie.

Obiekt ma być jednak pięć razy większy. Według projektu nowy stadion ma pomieścić 15 tysięcy widzów...

GS: I kiedy mieszkańcy bloków się dowiedzieli z mediów, padł na nich blady strach. Już teraz mają zakaz parkowania w czasie meczów, wrzawę i hałas, nocne rozświetlanie ich mieszkań jupiterami. A co będzie, gdy obiekt powiększy się do 15 tysięcy? Ci ludzie są przerażeni...

Ale prezydent Jacek Krywult niedawno zaznaczył, że "budowie stadionu zagraża pięć pań". To niewiele...

GS: Te pięć "nawiedzonych" pań to przedstawiciele sześciu wspólnot mieszkaniowych, które tam się mieszczą. To jakieś 250 do 300 mieszkań! Oni sobie wyobrażają, co będzie, gdy na mecz przyjdzie kilkanaście tysięcy ludzi. Gdzie oni zaparkują, czy ten wrzask będzie pięć razy większy niż dotychczas? Co z bezpieczeństwem?

Grażyna Staniszewska w rozmowie stawia pytanie, czy obiekt nie powinien powstać w innym miejscu. Gdyby tak się miało stać, wydłużyłby się znów proces inwestycyjny. Dodatkowo obecne władze miasta twierdzą, że alternatywnej lokalizacji po prostu nie ma.

Reklama