Nowe stadiony: Brunton Park i Stadium:mk

źródło: własne; autor: redakcja

W Anglii to tylko trzecia liga, ale trudno dostrzec przepaść jakościową patrząc na same obiekty. Zwłaszcza ten w Milton Keynes robi nie lada wrażenie. Pozostaje tylko pytanie: po co go budowano?

Reklama

Dziś serwujemy Wam zderzenie tradycji z nowoczesnością w angielskim wydaniu. Pierwszy nurt reprezentuje leciwy Brunton Park w Carlisle, który rok temu obchodził swoje stulecie. W tym czasie przechodził oczywiście wiele modernizacji, ale dziś widać po nim wiek i w przypadku awansu klubu do drugiej ligi potrzebna byłaby kolejna modernizacja.

Stadion ma w swojej historii wiele ciekawych wydarzeń, na czele z koncertami wielkich gwiazd pokroju Eltona Johna czy z… powodzią. W 2005 roku obiekt był kompletnie zalany i wymagał remontu. Jakby kontynuując złą passę, klub cieszy się od 2006 roku coraz mniejszą popularnością. Z prawie 7500 widzów na mecz frekwencja spadła do niewielu ponad 5000. Przy pojemności ponad 18 000 daje to ponury efekt.

Najbardziej charakterystyczna jest trybuna południowa, od strony Warwick Road, gdzie gromadzą się na miejscach stojących najbardziej zagorzali kibice. Dach tej trybuny zdradza upływ czasu, ale mimo swojego niskiego standardu to najpopularniejsze miejsce na obiekcie. Na drugim biegunie jest trybuna wschodnia, najmłodsza ze wszystkich. Nie pasuje do stadionu nie tylko pod względem nowoczesności, ale też ułożenia. Choć ma taką długość jak boisko, zaczyna się i kończy 18 metrów od linii końcowych. Jest po prostu przesunięta względem pozostałych, bo obiekt miał być przeniesiony o tych 18 metrów dalej. Plany jednak zarzucono i najmłodsza z trybun „odstaje”.

Na drugim biegunie jest Stadium:mk, który powstał zaledwie 3 lata temu. Można go zaliczyć do coraz głośniej krytykowanego na Wyspach trendu budowy „identikit stadiums”, czyli stadionów, które po przeniesieniu w dowolne inne miejsce na mapie pasowałyby tak samo, tylko z barwami do zmiany – a i to nie zawsze. To architektura bez charakteru, tworzona jakby od niechcenia przez jedną firmę czy z jednego szablonu. Do tej krytyki dochodzi jeszcze parę ważnych faktów. Stadion nie ma normalnej nazwy, jak wszystkie inne, a niby nowoczesną zabawę ze składnią – Stadium:mk. Kibice tego nie przyjmują, mówią na niego Denbigh Stadium. Na obiekcie gra klub MK Dons, który nie ma herbu, za to ma logo. Nie ma historii i tradycji, za to jest uważany za grabarza wspaniałej tradycji londyńskiego Wimbledonu. Mamy więc stadion bez charakteru i drużynę bez korzeni.

Ale to nie tak, że MK Dons nie ma swoich kibiców. Jak na trzecią ligę ma ich całkiem dużo – średnia sezon przekracza 10 000. Ale liczebność, która dla niejednego klubu byłaby osiągnięciem, w Milton Keynes okazała się niewypałem. Obiekt ma bowiem 32 000 miejsc, z czego używanych jest tylko 22 000 na dolnej kondygnacji. I mimo to nigdy jeszcze w ciągu trzech lat nie było tam kompletu publiczności. Plany były ambitne – co roku awans o ligę wyżej i co roku skoki frekwencji. Ale rzeczywistość je zweryfikowała – brak awansów z trzeciej i w rezultacie stagnacja na trybunach.

W tym kontekście śmiesznie może zabrzmieć fakt, że obiekt jest przystosowany do rozbudowy nawet do 45 - 50 000 widzów. Dla kogo? Na razie na pewno z myślą o dwóch, może trzech meczach mundialu, bo Milton Keynes włączono do oficjalnej kandydatury Anglii do organizacji Mistrzostw w 2018 lub 2022 roku. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czemu taka rozbudowa miałaby służyć po imprezie. Wybór tego miasta spotkał się z ogromną krytyką w całym kraju, ponieważ uznano, że wiele innych zespołów mogłoby znacznie lepiej wykorzystać szansę, jaką daje impreza.

Reklama