Stadion Wisły: Projektanci atakują miasto

źródło: GazetaKrakowska.pl; autor: michał

Choć cena stadionu to co najmniej 510 milionów (a najpewniej więcej), efekty pracy Polimeksu przy Reymonta są bardzo niezadowalające. Czyja to wina? Miasto zrzucało ją na brak zaangażowania Wisły oraz błędy projektantów. Teraz ci drudzy odbijają piłeczkę mocną ripostą – pisze „Gazeta Krakowska”.

Reklama

Pisaliśmy już nie raz o tym, że krok za krokiem krakowskie władze rezygnują z kolejnych elementów inwestycji lub zastępują je tańszymi. Nie ma telebimów, nie będzie nowej nawierzchni wokół obiektu, beton jest tańszy, kołowrotów mniej, itd. To tylko dokłada się do kompromitujących opóźnień. Czemu? Władze Krakowa reprezentowane przez ZIKiT twierdzą, że za tempo prac i wzrost kosztów odpowiadają m. in. projektanci ze Studia Architektonicznego czy opieszałość i brak zainteresowania Wisły Kraków.

Teraz przedstawiciele pierwszej z instytucji nie mają zamiaru w milczeniu przyjmować winy, jaką przypisuje im ZIKiT. Według dyrektor Marty Bulicz ze Studia władze Krakowa źle pilotują inwestycję, ponieważ najpierw pozwalały na zbyt wielkie wydatki wykonawcy, a teraz muszą szukać cięć by zmieścić się w budżecie. To i tak jest mało prawdopodobne, ponieważ przyjęto formę rozliczenia dopiero po wykonanej przez Polimex-Mostostal pracy. W związku z tym ostateczny koszt jest teraz tylko szacowany na 510 milionów. Jaki będzie – przekonamy się najwcześniej jesienią tego roku. Gdzie dołożono niepotrzebnie?

- Przykładem są osłony na wentylatory. Miały być żelbetonowe, a będą stalowe. Brzydkie, niezlewające się z konstrukcją i droższe o kilka milionów - mówi dla „Gazety Krakowskiej” Marta Bulicz, projektantka. - Prosiliśmy o inne rozwiązanie, ale nie potrafili tego zrobić - kwituje.

Bulicz stanowczo zaprzecza, jakoby wzrost kosztów wynikał z błędów projektantów, jak tłumaczyli to przedstawiciele miasta. Powodem według niej były zmiany wprowadzane na życzenie wykonawcy. - Musieliśmy przez to zmieniać projekt, choć wcześniej oddaliśmy pełnowartościowy dokument. Jednak godziliśmy się na zmiany dla dobra inwestycji - przekonuje Bulicz. Przypomina, że wykonawca nie miał większych zastrzeżeń do projektu podczas przetargu. - Teraz rezygnuje z pewnych elementów lub je zmienia, nie pytając nas o zdanie. Urzędnicy miejscy na to się godzą, mimo pism, jakie kierujemy w tej sprawie - oburza się Bulicz.

Reklama