Tragedia na Heysel - 25 lat temu

źródło: własne; autor: michał

Angielscy chuligani nigdy nie zdobyli takiego rozgłosu jak wtedy. Wielu z nich oskarżono o zabójstwo po tym, jak agresja na trybunach w Belgii doprowadziła do paniki i śmierci 39 osób. Dziś mija ćwierć wieku od katastrofy na brukselskim Heysel.

Reklama

Do Brukseli zjechały dziesiątki tysięcy kibiców z Anglii i Włoch. Od wczesnych godzin opanowali ulice miasta. Policja nie kontrolowała grupek raz rozbawionych, a innym razem wrogo nastawionych przyjezdnych, którzy bardzo często nadużywali alkoholu. Już na ulicach Brukseli dochodziło do bójek. Przyczyn wrogości było wiele – od spontanicznych zaczepek, po próby „wyrównywania rachunków” z nieodległej przeszłości. Rok wcześniej Liverpool grał bowiem w finale w Rzymie, gdzie włoscy chuligani atakowali Anglików - często nożami, które na Półwyspie Apenińskim były częstym narzędziem walk pseudokibiców.

Mecz miał się rozpocząć o 20:00. Stadion zapełnił się jednak znacznie wcześniej, zaledwie godzinę po otwarciu bram. Ponad godzinę przed meczem był już niemal komplet 60 tys. kibiców. Za każdą z bramek, w stojących sektorach, znaleźli się kibice obu klubów – zarówno Juventus, jak i Liverpool dostały po 25 tys. wejściówek. Do dyspozycji Liverpoolu były sektory X i Y, a obok znajdował się ostatni, oznaczony literą Z. Za nim była już tylko ściana kończąca trybunę.

To nie był sektor neutralny

Wydawało się więc, że fani obu drużyn są oddaleni tak daleko od siebie, jak to możliwe. W praktyce było jednak inaczej, bo mimo protestów ze strony Liverpoolu sektor Z organizatorzy oddali do dyspozycji widzom spoza Anglii. Stworzono jedynie mały, prowizoryczny bufor w postaci niewielkiej „ziemi niczyjej”, siatki i stosunkowo skromnej grupy porządkowych.

Bilety na sektor Z sprzedawane były nie poprzez kluby w ich krajach, a na miejscu, w Brukseli. Organizatorzy nie kontrolowali jednak, kto je kupuje. Skorzystali z tego przedstawiciele licznej włoskiej mniejszości w Belgii, którzy chcieli obejrzeć mecz Juventusu. Do tego włoskie biura podróży wykupywały te miejsca, oferując je klientom w pakietach turystycznych. Sektor Z był więc w większości wypełniony Włochami spoza zorganizowanej grupy wyjazdowej.

Fatalna rozgrzewka

Między kibicami obu drużyn dochodziło do wymiany wyzwisk i wzajemnych prowokacji w ramach sektorów Y i Z niemal od momentu, kiedy stadion zaczął się zapełniać. Wraz z przypływem kibiców i upływem czasu pozostającego do meczu atmosfera gęstniała.

Przed finałowym spotkaniem rozegrano „rozgrzewkowy” mecz belgijskiej młodzieży. Pech chciał, że rywalizujące ze sobą drużyny grały dokładnie w takich barwach jak Liverpool i Juventus. Organizatorzy zapewniali później, że był to przypadek.

Kibice z obu stron zaangażowali się więc w ten towarzyski mecz. Do przerwy „Czerwoni” prowadzili 3:0, co bawiło sektory Liverpoolu. Kiedy jednak rywale strzelili, swoją radość zaczęli manifestować Włosi, w tym ci z sektora Z. To doprowadziło do eskalacji. Z obu stron poleciały kamienie i inne pociski, które doprowadziły do konfrontacji.

Setki angielskich chuliganów ruszyły na rywali w znanym na Wyspach manewrze „zdobywania” wrogiej trybuny. Sforsowanie ogrodzenia, przepchnięcie policji i pokonanie kilkunastu metrów nie było dla nich problemem. Włosi nie mieli pojęcia, co się dzieje. Wybuchła panika. Wszyscy ruszyli w stronę końca trybuny. Tam tłum napotkał na opór ściany. Ludzie stojący wcześniej w jej sąsiedztwie byli dosłownie zgniatani. Wielu przeciskało się na drugą stronę i starało się zejść ze stromej ściany lub skakać. Fala ludzi miała jednak taką siłę, że po chwili, pod naporem wciąż biegnących kibiców, mur u podstawy trybuny się osunął. Wtedy zginęła większość ofiar, a kilkaset osób odniosło rany. Widząc wydarzenia po drugiej stronie stadionu, ożywili się też chuligani z trybuny Juventusu. Zaczęli wbiegać na bieżnię wokół boiska, gdzie starli się z policją.

Z kolei pod skrajem feralnego sektora Z trwała akcja ratunkowa. Rannych wyciągali inni kibice i służby porządkowe, a ofiary wynoszono na barierkach i układano na stertach. Zmarłych przykryto flagami, które jednak zwiały nadlatujące helikoptery. Zginęło 39 osób, w tym 32 Włochów. Łączna liczba rannych wyniosła ok. 600 osób. Na tle tych informacji decyzja o rozegraniu meczu by uspokoić tłum wydaje się drugorzędna.

Zła arena

Pierwsze wnioski po tragedii były bardzo jednostronne. UEFA całą winę zrzuciła na chuliganów Liverpoolu, nie dostrzegając poza ich agresją żadnego innego czynnika prowadzącego do wybuchu paniki. Ten punkt widzenia do dziś często przewija się w doniesieniach medialnych.

Nie pokryły się z nim jednak wyniki belgijskiego dochodzenia. W wynikach można było przeczytać również o złej organizacji meczu, słabym zabezpieczeniu i złym stanie stadionu. Ten ostatni czynnik był najbardziej nie na rękę UEFA, która tym samym była współwinna tragedii. Zwłaszcza, że przed meczem Liverpool był przeciwny rozgrywaniu meczu w Brukseli i apelował o zmianę stadionu.

Heysel w 1985 roku był bardzo przestarzały i fatalnie utrzymany, bez renowacji na lata wstecz. Beton na trybunach się kruszył, stanowiąc zagrożenie i jednocześnie dając chuliganom pociski. Nie było odpowiedniej infrastruktury dla zarządzania tłumem, ludziom udawało się wnosić na stadion nawet broń (jeden z Włochów strzelił z pistoletu startowego). Już 5 lat wcześniej, kiedy na stadionie grał Arsenal, Anglię obiegły bardzo krytyczne relacje z wizyty na Heysel.

Nieumyślne spowodowanie śmierci

Policja zatrzymała 27 osób, stawiając im zarzut zabójstwa – jedyny umożliwiający ekstradycję. Ostatecznie jednak skazano 14 z nich, a zarzuty zmieniono na nieumyślne spowodowanie śmierci. Podobny usłyszał kapitan policji Johan Mahieu.

Na dwa dni po tragedii premier Margaret Thatcher zaapelowała do grających w Pucharach angielskich drużyn o wycofanie się z nadchodzących rozgrywek. Skuteczności tego apelu nie można jednak ocenić, ponieważ już po kolejnych dwóch dniach UEFA zdecydowała bezterminowo wykluczyć wszystkie angielskie kluby z rozgrywek. Zaznaczono jednocześnie, że po zdjęciu zakazu Liverpool będzie pauzował kolejne trzy sezony. Dodatkowe sankcje przyszły od FIFA, która wykluczyła zespoły z udziału w pozostałych rozgrywkach międzynarodowych (wyłączając reprezentację). Ostatecznie jednak zakazy zdjęto po pięciu latach, a Liverpool czekał kolejny rok na powrót do Europy.

Początek zmian

Heysel nie przyniosło rewolucji w przepisach – ta nadeszła dopiero po kolejnej katastrofie. Jednak już w 1985 r. zaczęto myśleć o zmianie przepisów. Pojawiły się zakazy stadionowe, na początku 3-miesięczne. Powstały pierwsze pomysły na wprowadzoną w 1991 roku ustawę dotyczącą bezpieczeństwo na meczach, znaną jako Football Act.

Trudne relacje

Choć dziś mija 25 lat od tego zdarzenia, nienawiść do Liverpoolu wśród kibiców Juventusu wciąż jest wielka. Nie zmieniło jej spotkanie w 2005 roku, kiedy fani „The Reds” zaprezentowali na swoim stadionie kartoniadę z hasłem „Amicizia” (przyjaźń). W sektorze gości wielu odwróciło się plecami. Wśród mniej zaangażowanych kibiców Juventusu niechęć do Liverpoolu jest coraz słabsza, ale ci bardziej radykalni i starsi nie myślą nawet o wybaczeniu.

Kiedy w 2009 roku fani Liverpoolu chcieli odwdzięczyć się włoskiej Fiorentinie za gościnę przyjacielską oprawą, klub zabronił. „Viola” ma bardzo złe relacje z Juventusem i władze obawiały się, że kibice z Florencji zechcieliby taką przyjaźń wykorzystac. Na Półwyspie apenińskim powszechne jest bowiem szydzenie z „Juve” poprzez wypominanie Heysel. Na meczach przeciwko Juventusowi pojawiają się koszulki czy szaliki angielskiej drużyny, a niektórzy skandują „Liverpool”.

Reklama