W Zabrzu nowy stadion coraz bardziej odległy

źródło: ; autor: Michał

W 2012 roku mieli już grać na nowym 30-tysięczniku. Ale przekładaną już modernizację po raz kolejny odłożono w czasie o kolejne pół roku – pisze „Sport”. A przecież Górnik miał grać na pomniejszonym stadionie tylko parę miesięcy…

Reklama

Koparki miały wjechać na wiosnę, później na jesień. Teraz znów mowa o wiośnie, ale przyszłego roku. - Faktycznie, szansa na to, że cokolwiek zaczniemy robić w 2010 roku jest praktycznie żadna - mówi wiceprezydent Zabrza, Krzysztof Lewandowski, którego zdaniem opóźnienie jest wynikiem przesunięcia w czasie oddania projektu wykonawczego. - Zmieniali się architekci, niektórych warunków nie udało się gminie spełnić w zakładanym czasie. Projekt miał być gotowy w czerwcu. Wówczas można by do jesieni rozstrzygnąć przetarg na wykonawcę i zacząć pracę. Teraz? Wszystko przesunie się o 2-3 miesiące i trudno przypuszczać, by wykonawca zaczął prace budowlane w styczniu. Z pewnością bardziej realny jest termin wiosenny i mam nadzieję, że nie będzie już żadnych opóźnień - dodaje Lewandowski.

Choć Miasto zapowiada, że kredyty na budowę dostanie i inwestycja wciąż jest bezpieczna, kibice mają prawo do niezadowolenia. W końcu Górnik nawet spadając z Ekstraklasy gromadził co mecz po 13 tys. widzów i więcej. Dziś może wpuścić na trybuny przy Roosevelta tylko 7 tys. osób, bo nowe przepisy wymusiły redukcję pojemności o miejsca stojące. Miasto nie chce pokryć starych sektorów, bo twierdzi, że nie ma sensu modernizować stadionu tuż przed jego rozbiórką. Teraz jednak okazuje się, że być może nawet cały przyszły sezon Górnik będzie się męczył na dwukrotnie mniejszym obiekcie, niż potrzebuje.

Dlatego władze klubu chcą otworzyć dwa kolejne sektory własnymi siłami. Ale nawet jeśli na stadion wejdzie ok. 10 tys. widzów to kibiców czekają męki – na obiekt będzie w nowym sezonie prowadziło tylko 7 bram z nowoczesnymi systemami identyfikacyjnymi. A to oznacza, że przy ciągłym wpuszczaniu, trybuny zapełnią się po dwóch godzinach. W praktyce jednak nigdy widzowie nie pojawiają się w równych odstępach czasu, więc niewykluczone, że wpuszczanie długo po rozpoczęciu meczu i niepokoje pod bramami staną się normą.

Reklama