Euro 2012: Stadion Narodowy w innym miejscu?

źródło: PAP / onet.pl; autor: Majk

W "Życiu Warszawy" czytamy, wątpliwości co do tego, czy piłkarska arena powinna powstać w centrum miasta, ma prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Reklama

- Budowa stadionu to zadanie dla rządu, a nie samorządu. Ja wyrażam tylko swoją opinię, niekonsultowaną zresztą jeszcze z kolegami z Platformy - podkreśla Gronkiewicz-Waltz.

Jej zdaniem, skoro takie obiekty sportowe na świecie buduje się poza miastami lub na ich peryferiach, to w Polsce też tak powinno być. - Słyszałam o kilku innych lokalizacjach niż okolice Stadionu Dziesięciolecia. Między innymi był pomysł, by sportowa arena powstała w okolicach Łomianek - mówi prezydent. Niezależnie od tego, która koncepcja będzie ostateczna i tak przygotujemy infrastrukturę komunikacyjną na Pradze - dodaje.

Nieoficjalnie jedna ze stołecznych działaczek PO mówiła "ŻW" jeszcze przed wyborami, że jeśli Platforma wygra, możliwe, iż Stadion Narodowy powstanie na Białołęce. Apetytu na tę inwestycję nie krył burmistrz dzielnicy Jacek Kaznowski (PO). - Na mistrzostwa świata w Paryżu stadion wybudowano na peryferiach. Nie ma wtedy problemów z wielką budową w środku miasta, paraliżem stolicy - mówi Kaznowski. - My cały czas podtrzymujemy naszą propozycję. Białołęka ma dużo terenów, a zaplecze stadionowe mogłoby powstać po dwóch stronach Trasy Toruńskiej - wyjaśnia.

Kaznowski planuje: znalazłoby się miejsce na parkingi, halę na 20 tys. widzów, basen olimpijski. - Stadion nie powstaje tylko na jedną imprezę, ważne jest, czy zostanie później dobrze wykorzystany. Rozmawialiśmy o naszym pomyśle z kibicami i popierają budowę stadionu na Białołęce - mówi gazecie burmistrz.

Jego zapał studzi prezes zarządu spółki Narodowe Centrum Sportu Michał Borowski. - Czas nas goni. Stadion musi być gotowy do połowy 2011 r. W połowie listopada będę podpisywał umowę z firmą, która zaprojektuje centrum ze stadionem. Pytanie, gdzie kompleks sportowy powstanie, jest jednym z podstawowych, jeśli idzie o umowę - mówi. Ale ma chyba świadomość, że jako człowiek mianowany przez PiS może już w podpisywaniu dokumentów nie mieć udziału - komentuje "Życie Warszawy".

Reklama