Lepsi na trybunach

źródło: Głos Wielkopolski; autor: Nightaangel

Gramy u siebie, Kolejorz, gramy u siebie! - Skandowali fani z Wielkopolski na stadionie Kolportera. Niemal 800 kibiców Lecha stworzyło w Kielcach taką atmosferę, że piłkarze z Poznania mogli czuć się jak w domu. Niestety, tego samego nie mogą powiedzieć fani Kolejorza, których służby porządkowe potraktowały wręcz skandalicznie.

Reklama

-To się w głowie nie mieści! - Oburzali się poznańscy kibice na zachowanie ochrony na stadionie miejskim w Kielcach. Wpuszczanie fanów z Wielkopolski na mecz trwało niemal 40 minut, choć organizatorzy doskonale wiedzieli, że należy spodziewać się około 800 gości. Mimo to nie zrobiono nic, by przygotować się na przyjęcie kibiców Lecha i zapewnić im szybkie wejście na stadion.

Bez pasków w spodniach

Zamiast tego, fanów Kolejorza wpuszczano dwoma bramkami, każąc im tłoczyć się w potwornym ścisku. W tym tłumie nie zabrakło filigranowych dziewczyn, czy małych dzieci. Niestety, na polskich stadionach, kibiców gości traktuje się jak niechciany ciężar, a nie ważny element widowiska i rzuca się im jak najwięcej kłód pod nogi. Dlatego też na trybuny dostałem się dopiero w 30 minucie meczu. Wcześniej nie omieszkano zabrać mi paska od spodni - ochrona na stadionie Korony uważa, że jest to wyjątkowo niebezpieczne narzędzie. Nie pomogły tłumaczenia, że pasek ów jest mi potrzebny, nie do wszczynania burd, a do podtrzymywania spodni na swoim miejscu. Taki sam los spotkał każdego, kto odważył wybrać się na mecz z tym straszliwym przedmiotem. W efekcie kibice Kolejorza mieli trudności, by podskakiwać w rytm śpiewanych piosenek - po prostu spadały im wtedy spodnie. To nie jedyne uchybienia organizatorów. Choć Kielce mogą pochwalić się naprawdę ładnym i nowoczesnym stadionem to goście nie uświadczą na nim toalet. Nie mogą też liczyć na jakikolwiek catering, a przecież po 90 minutach głośnego i wyczerpującego dopingu każdy potrzebuje czegoś do jedzenia i picia.

Głodni i spragnieni

Kibice Kolejorza mieli prawo być po tym pojedynku głodni i spragnieni. Fani z Wielkopolski, którzy przyjechali do Kielc w liczbie 770 osób, włożyli w dopingowanie swoich piłkarzy wiele sił i zdominowali trybuny. Udało im się skutecznie przekrzyczeć około 12 tysięcy kibiców Korony, dzięki czemu piłkarze Lecha mogli czuć się jak na własnym stadionie. - Gramy u siebie, Kolejorz, gramy u siebie! - skandowali fani Kolejorza. Nie był to jednak przejaw samouwielbienia kibiców KKS, a stan faktyczny. Potwierdzają to nawet sympatycy Korony Kielce, którzy choć wyjątkowo nie lubią Kolejorza za przyjaźń z lokalnym rywalem (Kszo Ostrowiec Świętokrzyski), to potrafili w końcu docenić klasę rywala i przyznać, że to Lech był lepszy na trybunach. W drugiej połowie fanów z Wielkopolski wsparła z resztą spora grupka kibiców z Ostrowca. W podobnym tonie o atmosferze na trybunach wypowiadali się także poznaniacy. - Po raz pierwszy na meczu wyjazdowym czułem się jakbyśmy grali u siebie - mówił kibic Kolejorza, Bartosz Grzywaczyk. Wtórował mu inny fan Lecha, Tomasz Szewierski: - To był bardzo udany wyjazd. Mecz mógł się podobać, a piłkarze, którzy potrafili dźwignąć się z kolan przy wyniku 0:2, nie rozczarowali. Prowadziliśmy wspaniały doping. Atmosfera na trybunach urzekła go na tyle, iż obiecuje, że na następny mecz wyjazdowy Lecha, na pewno pojedzie.

Solówka bębniarza

Na gromkie brawa zasłużyli nie tylko prowadzący doping kibice Kolejorza, ale także bębniarz, który wybijał im rytm. Po meczu popisał się nawet efektowną solówką na swoim instrumencie, jakiej nie powstydziliby się perkusiści grający w największych zespołach rockowych.

Marcin Lewandowski

Reklama